[NASZ NEWS] Wiceburmistrz Targówka K. Miszewski traci pełnomocnictwa, które pozwalały mu na podpisywanie umów w imieniu Trzaskowskiego??
Sprawą Roberta K., szefa tzw. wioski żywej archeologii działającej na Targówku koło Domu Kultury „Świt” żyje cały Targówek, a szczególnie Bródno. Dotąd wiedziano o jednej jego ofierze. Niestety, jak informuje prokuratura ofiar Roberta K. było więcej… Wierzymy, że sprawa ta zostanie przez prokuraturę całkowicie wyjaśniona. Wątek karny to jednak nie wszystko.
Kto „pompował” Roberta K. na Targówku?
My nadal czekamy na ujawnienie powiązań finansowych i koleżeńskich Roberta K. (nazywanego Wikingiem), które uczyniły go na Targówku osobą publiczną i wiarygodną. To nie stało się samo. Jak i dlaczego nikomu nieznany aktywista z Kalisza „podbił” serca lokalnej władzy? Kiedy zjawił się ze swoją wioską w 2018 r. nikt nie przypuszczał, że za cztery lata stanie się lokalnym „celebrytą” i ulubieńcem radnych Koalicji Obywatelskiej, którym będzie ocieplał wizerunek.
Jego działalność rozkwitła za czasów Lidii Krawczyk, nowej dyrektor DK „Świt” powołanej bez konkursu na siedem lat. Robert K. dostawał coraz to nowe zlecenia, realizował projekty z budżetu obywatelskiego, prowadził pasiekę, organizował warsztaty dla okolicznych przedszkoli i szkół, prowadził wykłady z zielarstwa i historii Warszawy, nadzorował parking przy Kołowej 18, prowadził zwierzyniec, wędził mięso, sprzedawał piwo czy opiekował się tężnią w parku koło „Świtu”. Człowiek orkiestra.
Robert K. bez żadnego nadzoru
Niestety, jak się okazało nikt go nie nadzorował. Nikt nie sprawdził też jego kompetencji. A Robert K. nie miał żadnych pozwoleń na prowadzenie działalności gastronomicznej ani na trzymanie zwierząt. Kto wie, czy miał wiedzę historyczną czy tylko pięknie mówił? Wioska nie miała też wykupionego ubezpieczenia, a umowę na najem terenu przedłużono jej niezgodnie z prawem. To wyniki ustaleń specjalnej komisji, którą powołał Urząd m. st. Warszawy. Włos jeży się na głowie.
Co więc się stało, że Robert K. stał się taką ważną figurą na Targówku? Sprawę tę trudno jednoznacznie opisać i udowodnić, gdyż wchodzimy w obszar niejasnych powiązań między Robertem K., a lokalną władzą. Takie sprawy zawsze trudno wykryć i udowodnić.
Krzysztof Miszewski i Wiking – co ich łączyło?
Jest jednak pewien trop. Jedyną praktycznie osobą, która oficjalnie zapraszała do wioski i ją reklamowała był obecny wiceburmistrz Krzysztof Miszewski, szef lokalnej Platformy Obywatelskiej, „szara eminencja”, bez której wiedzy nic się na Targówku w sferze samorządowej nie dzieje. Jego znajomość z Robertem K. była więcej niż zwykłą zażyłością. Kiedy Krzysztof Miszewski zapraszał członków swojej liczącej ponad 30 tys. członków grupy społecznościowej na ognisko do wioski, to Robert K. nazywał go spiritus movens całego przedsięwzięcia. Obu panów widziano też podczas manifestacji politycznej w czasie niedoszłej do skutku debaty prezydenckiej w Końskich. Z czasem Robert K. zaczął się fotografować na zjazdach PO, a także jako jedyny chyba przedstawiciel niezależnych stowarzyszeń wspierał prezydenta Rafała Trzaskowskiego w sprawie wycinki drzew wzdłuż Wisły.
Robert K. stał się pożyteczną osobą dla lokalnej PO. Organizował jarmarki, prowadził zajęcia pszczelarskie – wszędzie tam radni mogli się pokazać i zrobić sobie zdjęcie. Takie ocieplanie wizerunku władzy jest dość powszechne, ale w tym przypadku skończyło się fatalnie.
Milczenie wiceburmistrza Miszewskiego
Zadziwiające jest też zachowanie Krzysztofa Miszewskiego. W epicentrum zdarzeń, gdy wybuchła afera z Robertem K. pan wiceburmistrz wziął miesięczny urlop. Nie pojawił się na specjalnej sesji Rady Dzielnicy Targówek, choć pozwalały na to narzędzia do komunikacji zdalnej. Po powrocie z urlopu w żaden sposób nie odniósł się do sprawy swego niedawnego bliskiego kolegi. Zamilkł też w swoich grupach społecznościowych.
Według naszych informacji Krzysztof Miszewski stracił pełnomocnictwa, które pozwalały mu na podpisywanie umów w imieniu prezydenta Warszawy. Funkcję swoją nadal pełni. Czy to wynik kontroli prowadzonych przez Warszawę czy tylko zapobiegliwość władz, aby wiceburmistrza, jako osobę uwikłaną w sprawę na razie pozbawić możliwości decydowania?
Tego nie wiemy. Niestety, sam zainteresowany milczy, co daje asumpt do licznych spekulacji.