„Pod koniec naszej rozmowy prowadzonej w kuchni w trakcie wiosennej, weneckiej burzy, kiedy już wyłączył dyktafon, Marshall zmienił ton – zaczął się tłumaczyć. Przepraszał nas z góry za wydźwięk artykułu, który napisze, a który – jak sądzi – nie będzie się nam podobał. W końcu on też ma swoich szefów, powiedział starając się na patrzyć nam w oczy. Cóż mogliśmy na to odpowiedzieć? – tak zaczyna się komentarz Piotra Bernatowicza, kuratora, mecenasa sztuki, doskonałego historyka sztuki. To przyczynek do kolejnej wystawy, którą otworzył we własnej galerii S7, przy Senatorskiej 7.
Nic z tego nie trafiło na łamy gazety
Zastanawiałem się nad tym później i przypomniał mi się pewien wileński zecer, którego opisywał Józef Mackiewicz w „Drodze donikąd”. Książka, wykreślona zresztą z programu szkolnego przez obecną minister edukacji, opowiada o sowieckiej okupacji kresów dawnej Rzeczypospolitej, Litwy i Wilna w 1940 i 41 roku. To studium działania komunizmu w praktyce, który – jak obrazowo ujął Mackiewicz – zmienia społeczeństwo w gówno.
Epizodyczna historia wileńskiego zecera, którego główny bohater spotyka w salonie fryzjerskim, jest dobrym tego przykładem. Zecer ów udzielił wywiadu lokalnej, sowieckiej gazecie potępiając w czambuł polskie rządy sprzed września 1939 roku i wychwalając pod ateistyczne niebiosa stosunek obecnych sowieckich władz do ludzi pracy. Teraz, w zakładzie fryzjerskim – miejscu nieformalnym, podobnie jak nasza kuchnia, które skłania do zdejmowania masek – tłumaczy się ze swojego zakłamanego wywiadu: „ Ja tylko podpisałem to, co oni mi podetknęli do podpisania, wcale tak nie myślę, wszystko co najlepsze było za poprzedniej władzy. Teraz tylko bieda i nędza, jakiej nie było”, mówił prosty, wileński zecer.
Tekst, który wkrótce ukazał się w The New York Times, był rzeczywiście tendencyjny, zupełnie nie odpowiadał atmosferze naszej długiej kuchennej rozmowy. Robił z Ignacego jakiegoś oszalałego politycznego pieniacza, który zupełnie absurdalnie kwestionuje legalną decyzję ministra z konserwatywno-liberalnego (sic!) rządu. Taki frustrat w czarnej skórze, niemalże człowiek-bizon ze słynnego zdjęcia z waszyngtońskiego Kapitolu. A przecież praktycznie nie rozmawialiśmy o polityce, głownie o malarstwie, o abstrakcji, o figuracji, ale także o historii Polski powojennej, o tragicznym losie antykomunistycznego podziemia i bezkarności nazistowskich, niemieckich oprawców, wielu zresztą bezkarnych do dzisiaj.
Nic z tego nie trafiło na łamy gazety. Marshall ten tekst podpisał, chociaż jak nam to z góry zapowiadał, nie jest to do końca jego decyzja. Jaka jest zatem różnica między wileńskim zecerem, a krytykiem największej gazety na świecie?” – fragment „Dziennika weneckiego”.
„Porachunki osobiste”
Ocenzurowanie wystawy Ignacego Czwartosa wybranej do reprezentowana Polski na 60. Biennale Sztuki w Wenecji było bezprecedensowym wydarzeniem w historii polskiego udziału w tej międzynarodowej imprezie. Po raz pierwszy minister polskiego rządu, Bartłomiej Sienkiewicz arbitralną polityczną decyzją usunął konkursowy projekt łamiąc procedury ustalone przez podległe mu ministerstwo. Projekt Czwartosa dotyczył pamięci i koncentrował się na starciu Polski z dwoma totalitaryzmami: sowieckim i niemieckim. Zatem ocenzurowanie wystawy można traktować jako próbę wymazywania tych obszarów ze zbiorowej pamięci, nie tylko polskiej, ale i międzynarodowej.
Dlaczego część polskich elit politycznych i kulturowych, które prowokowały decyzję ministra, nie chce pamiętać o ofiarach dwóch totalitaryzmów lub chce, aby pamięć o tych obszarach była jednowymiarowa, zgodna przyjętą przez nie narracją historyczną, w której nie ma miejsca np. na żołnierzy antykomunistycznego podziemia? Pytanie to prowokuje następne: o samoidentyfikację tych elit.
Ignacy Czwartos w obrazach prezentowanych na wystawie S7 pt.:„Porachunki osobiste” podejmuje próbę odpowiedzi na te pytania, portretując wybrane postaci: polityków, krytyków i kuratorów związanych pośrednio i bezpośrednio z aktem cenzury. Tytuł wystawy nawiązuje do eseju Leopolda Tyrmanda z 1967 opublikowanego w paryskiej Kulturze po emigracji z komunistycznej Polski, w którym rozlicza się z władzą i środowiskiem tłumiącym jego twórczość. Mimo że większość ludzi kultury doskonale funkcjonowało w „odwilżowej” Polsce zrzuciwszy skórę socrealistycznego konformizmu, Tyrmand był sekowany, choć nigdy nie uległ pokusom socrealizmu. Tyrmand długo nie mógł otrzymać paszportu i wyjechać na Zachód, choć większość członków ówczesnej elity nie miało problemów z wyjazdami w tę i z powrotem. Sytuacja Czwartosa jest, mutatis mutandis, podobna. Płaci on cenę środowiskowego ostracyzmu z powodu antykomunistycznych przekonań, którym daje wyraz w swojej sztuce. Odmówiono mu udziału w międzynarodowej wystawie niejako w symboliczny sposób odbierając mu Polski paszport.
Komunizm się skończył, a jednak wydaje się, że istnieje ciągłość pomiędzy tamtejszymi i dzisiejszymi elitami. Jak ukazuje w jednym z swoich obrazów Czwartos, elity te potrafią się mentalnie reprodukować.
Wystawa trwa do; 31.05.2025, więcej pod tym mailem : s7@s7art.pl
Zapraszam na wystawę Ignacego Czwartosa „Porachunki osobiste”. Obrazy, które tam zobaczycie nie powstałyby, gdyby rząd Tuska nie ocenzurował wystawy Czwartosa w Pawilonie Polonia w Wenecji.
Piotr Bernatowicz, S7
Portal Warszawski. O krok do przodu