Jak Niemcom nie udało się zniszczyć „Hołdu pruskiego”?
500 lat temu, 10 kwietnia 1525 roku, na krakowskim Rynku książę Prus Albrecht Hohenzollern złożył hołd królowi Rzeczpospolitej Obojga Narodów Zygmuntowi Staremu. Zwyczaj taki, dość powszechny w tamtych czasach w Europie, w Polsce nabrał z czasem szczególnego znaczenia. Został symbolem potęgi Polski w wieku szesnastym i siedemnastym, ostatecznej likwidacji zakonu krzyżackiego, a jednocześnie nie wykorzystania szansy likwidacji germańskiej kolonii, jaką stawały się Prusy Książęce. Do powszechnego obiegu społecznego trafił za sprawą obrazu Jana Matejki „Hołd pruski”, ukończonego w roku 1882 r. Matejko nadał dziełu jeszcze mocniejszych znaczeń i zawarł w niemal publicystyczny dyskurs o dziejach Polski. Obok obrazu „Bitwa pod Grunwaldem”, pomnika Grunwaldzkiego, „Hołd…” jest sztandarowym dziełem antyniemieckiej narracji, która zaostrzyła się pod koniec XIX w. pod wpływem pruskiej polityki.
Długa i niebezpieczna podróż
Jest rok 1939 r. Niemcy już planują wojnę z Polską, żądają eksterytorialnego korytarza do Prus, tych samych z wydarzenia na krakowskim Rynku, które w różnych formach istniało 1466 r. Już planują, które działa sztuki zrabują, a które chcą po prostu zniszczyć. Do tych ostatnich należy „Hołd pruski”. Polacy domyślają się tego. Jeszcze w czerwcu 1939 r. na specjalnej naradzie muzealników zapada poufna decyzja o wywiezieniu i ukryciu takich właśnie dzieł. „Hołd pruski” ma trafić do Zamościa. W połowie sierpnia rozpoczęto przygotowania. Obraz zdjęto w Sukiennicach ze sztalug, a miał niemal cztery metry wysokości i osiem długości, i nawinięto na wielką drewnianą rolę. Na dzień przed wybuchem wojny, już przewieziony na ulicę Smoleńsk, został zapakowany do specjalnych wysmołowanych i wypełnionych trocinami skrzyń i zabezpieczony w opakowaniu z cyny. Cały pakunek ważył 500 kg. Polscy muzealnicy przypuszczali, że może to być niebezpieczna i długa podróż.
Niestety, transport rozpoczął się już w czasie wojny. Dopiero wtedy zapadła ostateczna decyzja, że miejscem docelowym będzie Zamość. Zdecydowały osobiste znajomości z burmistrzem miasta, który był całkowicie godny zaufania i proboszczem kościoła, w podziemiach którego obraz miał być złożony oraz przekonanie, że do Zamościa Niemcy… nigdy nie dojdą. Ludzie mający brać udział w transporcie, zostali zaprzysiężeni przez prezydenta Krakowa Bolesława Czuchajowskiego. Ewakuacją miał kierować Eugeniusz Tor, dyrektor Muzeum Przemysłowego. Dwa samochody wyruszyły z Krakowa 1 września o godz. 17. Po postoju i noclegu w Tarnowie, konwój zjawił się w Zamościu 2 września o godz. 22. W czasie narady z udziałem miejscowego starosty, burmistrza oraz ks. Wacława Staniszewskiego, rektora kościoła św. Katarzyny postanowiono, że obraz trafi właśnie do podziemi tej świątyni. Istnieje jednak relacja, że miejsce to zostało już wcześniej wybrane i było nawet lustrowane. Inne jeszcze opowieści wskazują na pełen chaos i przypadkowość akcji.
Niezależnie od tego, obraz trafił w końcu do podziemi zamojskiego kościoła. Warto też podkreślić, że w każdym etapie akcji, Krakowie, Tarnowie i Zamościu, zaangażowani byli w nią strażacy. Z 3 na 4 września w kościele przeprowadzono skomplikowane prace, łącznie w wyburzeniem części podpór, co służyło trwałemu i bezpiecznemu ukryciu dzieła. Gdy rozpoczynano roboty na Zamość padły pierwsze niemieckie bomby. Niemcy wkroczyli do miasta 13 września, Sowieci zajęli je 26 września. Właśnie wtedy w nieznanych okolicznościach odkryli oni miejsce przechowywania obrazu. Rozpruli kryjówkę, wyciągnęli pakunek, otworzyli go i rozwinęli obraz, a nawet go miejscami pocięli, ale… porzucili. Prawdopodobnie spodziewali się znaleźć kosztowności.
W październiku znów do Zamościa weszli Niemcy, a Eugeniusz Tor mógł przystąpić do zlustrowania stanu obrazu i jego ponownego ukrycia. „Hołd” wyglądał źle. Był rozwinięty, pobrudzony, pocięty, pokryty pyłem. Udało się go zabezpieczyć i ukryć ponownie, ale o miejscu przechowywania wiedziało zbyt wiele osób. W listopadzie obraz znów potajemnie przywieziono do Krakowa w ciężarówce firmy zajmującej się sprzedażą wina, a oficjalnym odbiorcą był niemiecki oficer. Samochód dostał nawet niemiecką eskortę! Obraz trafił do siedziby Muzeum Przemysłowego. Tymczasem w zamojskim kościele świętej Katarzyny pojawili się Niemcy szukając „Hołdu pruskiego”.
Obraz bezpiecznie przetrwał do końca wojny w Krakowie.
🔷 NIE ŻAŁUJ NA NAS I WSPIERAJ Portal Warszawski, jedyne niezależne medium, które prawdziwie służy warszawiakom i Warszawie. Możesz nam się odwdzięczyć i i postawić nam kawę: https://buycoffee.to/portalwarszawski
Lub skorzystać bezpośrednio z konta o numerze: 61102049000000890231388541