[RECENZJA KOZŁOWSKIEGO] THE THE “ENSOULMENT “ 2024. Powrót po 25 latach

Ma dzisiaj 63 lata i sporo za sobą. MATT JOHNSON lider i jedyny stały członek formacji The THE- powraca po prawie 25 latach, studyjnym albumem z premierowym materiałem.

Są wciągające słuchacza akordy i jak zawsze frapujące teksty ( sztuczna inteligencja, zmieniający się Londyn)

Pierwsze oznaki muzykalności przedstawił pod koniec lat 70-tych. Ale już druga połowa lat 80-tych była naznaczona jego talentem. Wydał kilkanaście singli odnotowanych na przyzwoitych pozycjach brytyjskich list przebojów. Jego albumy sygnowane mało witalną nazwą “The The” do dziś poddawane są analizom krytyków, którzy uznają jego talent i kreatywność. Także publiczność kupująca płyty i bilety na koncerty doceniła muzyczną wrażliwość Matta. Płyty “Infected” (1986),”Mind Bomb”(1989) czy “Soul Mining” (1993) znalazły setki tysięcy odbiorców do dziś czerpiących satysfakcję z zawartej na nich muzyce. Album “Soul Mining” to w Polsce prawdziwy “killer” radiowy. W okresie swojej premiery dwa utwory “This is the day” (urokliwe solo fortepianu) czy monumentalny “GIANT” ( prawie 10 minut) grane były permanentnie przez stacje radiowe stając się “naszymi” przebojami.

Muzyka Matta Johnsona określana była jako post-punk, art-pop lub alternatywa ze sporą domieszką dźwięków generowanych elektronicznie. Mając przed sobą nowe dzieło Johnsona zastanawiam się co nam zostało z tych lat.
“Ensoulment” to już inna opowieść. Autor dożył czasów ochrony przedemerytalnej i to słychać. Są emocje, ale inne. Są dźwięki ale z naciskiem na instrumenty akustyczno-elektryczne (brak wyszukanej elektroniki). Jest głos, ujmujący naturalnością (jak zawsze).

I jest premierowa muzyka. Definiowana jako rock alternatywny, poetycki- z komponentem bluesa, country a chwilami jazzu. Są dojrzałe aranżacje -gdy trzeba minimalistyczne gdy trzeba patetyczne i rozbuchane. Są wciągające słuchacza akordy i jak zawsze frapujące teksty ( sztuczna inteligencja, zmieniający się Londyn).

Dla mnie numerem jeden jest utwór “Some days my coffee by the grave of William Blake”. Opowieść muzyczna napisana tak jak dziś się nie pisze. Emocje, delikatność, asceza dźwiękowa. Gdy pojawia się refren powracają uniesienia podobne do tych, które towarzyszyły nam gdy słuchaliśmy w czasach zamierzchłych “The House Of Rising Sun” grupy The Animals.
Wyróżniłbym jeszcze “Life After Life”, “Where do we go when we die!” I finalny akord płyty “A Rainy day in May”(sporo tutaj nawiązań do jego muzyki z lat 80/90).

To nie jest płyta usilnie szukająca aprobaty tłumów. Matt Johnson nagrał ją dla tych którym jeszcze się chce…usiąść w głębokim fotelu i poświęcić 40 minut na obcowanie z wrażliwością muzyczną tego brytyjskiego artysty. I myślę sobie, że nie będzie to 40 minut zmarnowane.

Arkadiusz Kozłowski
dziennikarz, krytyk muzyczny

Portal Warszawski. O krok do przodu

Wspieraj niezależne warszawskie media.

Dzięki Tobie możemy pełnić naszą misję

Konto do wpłat: 61102049000000890231388541

w tytule wpłat: Darowizna

Przeczytaj również

Logotyp Portal Warszawski
Kontakt

Ostatnie atykuły