To tutaj 41 lat temu bestialsko maltretowano ks. Jerzego Popiełuszko

Prawdopodobnie 13 września 1984 roku w Warszawie odbyło się spotkanie w czasie którego Wojciech Jaruzelski miał powiedzieć do Czesława Kiszczaka: „Załatw to, niech on nie szczeka”. 19.10.1984 roku w miejscowości Górsk na trasie z Torunia do Warszawy oficerowie MSW: Grzegorz Piotrowski, Leszek Pękala i Waldemar Chmielewski wykonali polecenie. Czwartym, chociaż nie bezpośrednim katem był Adam Pietruszka. Jerzy Popiełuszko miał 37 lat.

Miejscem prawdziwych tortur księdza Jerzego jest Bunkier oprawców (lub Bunkier Popiełuszki)

”Prośmy Chrystusa Pana, abyśmy zachowali godność dziecka Bożego na każdy dzień; byśmy w życiu naszym na co dzień kierowali się sprawiedliwością; by nasze codzienne życie było przepełnione prawdą; abyśmy w naszym codziennym życiu okazywali męstwo w walce o wartości prawdziwie chrześcijańskie; byśmy byli wolni od leku, zastraszania, ale przede wszystkim od żądzy odwetu i przemocy” – jest to fragment kazania wygłoszonego przez księdza kapelana NSZZ „Solidarność”Jerzego Popiełuszkę w dniu 19 października 1984 roku w kościele pw. Świętych Polskich Braci Męczenników w Bydgoszczy. Było to ostatnie kazanie, jakie wygłosił w swoim życiu.

W drodze powrotnej do Warszawy ksiądz Jerzy został uprowadzony przez oficerów Samodzielnej Grupy „D” Departamentu IV MSW, którzy przebrani w mundury milicjantów zatrzymali auto, którym poruszał się ksiądz. Po zmuszeniu Popiełuszki do opuszczenia auta, skatowali go i wrzucili do bagażnika. Aby uniemożliwić mu jakąkolwiek możliwość ruchu i próbę oswobodzenia skrępowali mu nogi i ręce sznurkiem. Esbecy porwali księdza Jerzego Popiełuszkę razem z jego osobistym kierowcą, czyli Waldemarem Chrostowskim. Jednak Chrostowskiemu udało się wyskoczyć z pędzącego samochodu i uciec. Oprawcy zatrzymali się przy tamie włocławskiej i jeszcze żywego księdza wrzucili w worku, który uprzednio obciążyli kamieniami, do Wisły.

Ale miejscem prawdziwych tortur księdza Jerzego jest Bunkier oprawców (lub Bunkier Popiełuszki), który jest położony w lesie w okolicach Kazunia koło Modlina, niedaleko Warszawy. To oczywiście część wielkiej Twierdzy Modlin.  Jest to stary, nieużywany bunkier amunicyjny z czasów PRL-u, otoczony szpalerem drzew i porośnięty mchem. Miejsce to jest związane z bestialskim morderstwem błogosławionego ks. Jerzego Popiełuszki w październiku 1984 r.

Według relacji świadków, zeznań oficerów Wojskowej Służby Wewnętrznej (WSW) oraz późniejszego śledztwa prokuratora Andrzeja Witkowskiego (po 1990 r.), kapłan – kapelan „Solidarności” – został uprowadzony 19 października 1984 r. w Górsku pod Toruniem. Po początkowym pobiciu w zaroślach pod mostem na Wiśle, przewieziono go do tego bunkra w Kazuniu, gdzie był przetrzymywany i torturowany przez kilka dni (do ok. 25 października) przez grupę oficerów WSW (w tym pułkownika, kapitana i majora) pod nadzorem SB i z udziałem KGB. Tortury były tak brutalne, że analiza ciała przez prof. Edmunda Chróścielewskiego wykazała liczne rany w różnym stadium gojenia, wyłupione oko, zniszczoną twarz i brak języka – co wskazuje, że ks. Jerzy był katowany przez wiele godzin lub dni, zanim go utopiono (ciało znaleziono 30 października w Wiśle pod Włocławkiem, z przywiązanymi do nóg kamieniami o specyficznym składzie geologicznym typowym dla Kazunia).

Oficjalna wersja z procesu w Toruniu (1985 r.) mówiła o szybkim utopieniu żywcem przez trzech esbeków SB (skazanych na kary), ale dowody (w tym relacja emerytowanego oficera SB, który woził prowiant do bunkra na polecenie gen. Kiszczaka) wskazują na szerszy spisek z udziałem WSW. Sprawcy z WSW nigdy nie zostali ukarani i dziś pobierają wysokie emerytury.

Tortury i śmierć

W bagażniku – ciasnym, duszącym „żelaznym pudle” – rozpoczęły się pierwsze tortury. Ks. Jerzy miał związane ręce i nogi, usta zakneblowane, a sprawcy bili go pałką i grozili śmiercią, próbując zmusić do współpracy z SB. Pierwszy dłuższy postój nastąpił w ruinach zamku w Toruniu (lub Bydgoszczy), gdzie odnaleziono później różaniec kapłana – dowód ukryty w śledztwie. Według alternatywnej wersji, półprzytomnego księdza przejęła inna grupa operacyjna (z Wojskowej Służby Wewnętrznej – WSW), a Piotrowski z kompanami wrócił do Warszawy. To oni mieli dostarczyć ofiarę do bunkra w Kazuniu nad ranem 20 października.

Bunkier w Kazuniu, położony w lesie na terenie dawnej bazy sowieckiej (z ekspozyturą KGB), był idealnym miejscem do ukrytej operacji. Według zeznań oficera WSW z lat 90., ks. Jerzy był tam przetrzymywany i bestialsko torturowany co najmniej do 25 października – przez 5-6 dni – przez trzech oficerów WSW: pułkownika, kapitana i majora, pod nadzorem SB i z udziałem KGB. Celem nie było szybkie zabójstwo, lecz „zmiękczenie” i werbunek, zmuszenie kapłana do zostania informatorem SB, z planem wysłania go jako agenta do Watykanu.

Tortury obejmowały fizyczne maltretowanie, bicie pałkami, pięściami i narzędziami, powodujące liczne rany w różnym stadium gojenia (niektóre starsze niż 24 godziny). Prof. Edmund Chróścielewski, patomorfolog z Białegostoku, zauważył podczas oględzin wyłupione oko, zniszczoną twarz, brak języka, złamania żeber i kości, siniaki na całym ciele. Emerytowany oficer SB zeznał, że woził prowiant i odzież do bunkra na polecenie gen. Czesława Kiszczaka, pilnując drogi dojazdowej, by nikt niepowołany nie dotarł. 25 października dwaj esbecy odwiedzili lekarza leczącego ks. Jerzego, pytając o leki i dawki – co sugeruje, że kapłan jeszcze żył i był „pod opieką”, by przedłużyć werbunek.

Morderstwo nastąpiło prawdopodobnie 25-26 października. Ksiądz Jerzy został utopiony w Wiśle (z kamieniami przy nogach o składzie geologicznym typowym dla Kazunia), a ciało wrzucono do rzeki pod Włocławkiem. Zwłoki znaleziono 30 października, po sfabrykowanej akcji poszukiwawczej MSW („Przeszukanie”, „Sutanna”).  Sekcja zwłok 31 października w Białymstoku, przeprowadzona przez dr. Tadeusza Jóźwika i prof. Marię Byrdę, potwierdziła uduszenie i utopienie, ale ujawniła ślady długotrwałych tortur. Rany w różnych fazach zabliźnienia (co wyklucza jednonocną akcję), zmiany skórne od duszenia w bagażniku i wodne. Badania rentgenowskie i toksykologiczne wykazały brak trucizn, ale liczne urazy wewnętrzne.

Dr Jóźwik w książce „Ze szczególnym okrucieństwem” (2024) dementuje plotki o sześciodniowym przetrzymywaniu jako zafałszowania, ale podkreśla okrucieństwo agonii.

 

 

Portal Warszawski. O krok do przodu

Wspieraj niezależne warszawskie media.

Dzięki Tobie możemy pełnić naszą misję

Konto do wpłat: 61102049000000890231388541

w tytule wpłat: Darowizna

Przeczytaj również

Logotyp Portal Warszawski
Kontakt

Ostatnie atykuły