HIT! Architekci projektujący tzw. Plac Pięciu Rogów bronią swojego „dzieła”
Za projekt i tak zwaną modernizację tak zwanego Placu Pięciu Rogów, odpowiedzialne jest stołeczne biuro z WXCA, na których padło sporo głosów krytyki. Teraz postanowili na nią odpowiedzieć.
Przede wszystkim jak można „oddać” coś, czego nie było się właścicielem?
Na portalu onetowym NOiZZ czytamy;
„Przede wszystkim chcieliśmy oddać tę część miasta jego mieszkańcom i mieszkankom. To historycznie jedno z bardziej ruchliwych miejsc w stolicy – przecina się tu ze sobą pięć ulic: Bracka, Chmielna, Krucza, Szpitalna i Zgoda. Niestety, od lat 60. XX w. ten fragment centralnej dzielnicy Warszawy był rozległym skrzyżowaniem nieprzyjaznym dla pieszych – choć stanowili oni znaczną część przemieszczających się tędy osób, w praktyce całą przestrzeń zagarniały samochody. Teraz to się zmieniło. Na nowym placu przyznano priorytet ruchowi pieszych, rowerzystów i pasażerów transportu publicznego.
„Przede wszystkim chcieliśmy oddać tę część miasta jego mieszkańcom i mieszkankom”
Jego posadzkę zaprojektowaliśmy z wielkoformatowych płyt, dzięki którym sprawnie można przemieszczać się we wszystkich kierunkach bez barier architektonicznych. Płyty wykonano z betonu architektonicznego z kruszywem o różnych frakcjach. Kolory tych kamieni w ciepłych tonacjach korespondują z kolorystyką fasad warszawskich kamienic sąsiadujących z placem. Ruch samochodowy został za to ograniczony do niezbędnych pojazdów komunikacji miejskiej, dojazdów do posesji dla mieszkańców i właścicieli lokali w parterach kamienic oraz zapewnienia bezpieczeństwa przeciwpożarowego” – mówi Marta Sękulska-Wrońska, przedstawicielka pracowni WXCA.
Należy dodać, że biuro WXCA to monopolista, nie wiedzieć dlaczego wygrywa większość przetargów – o czym Onet milczy.
Chcieliśmy, żeby na placu znalazło się najwięcej zieleni, jak tylko możliwe. Nie było to proste. Pod placem kryje się bardzo złożona infrastruktura techniczna – śródmiejska plątanina rozmaitych kabli oraz rur. Wszystkie te podziemne sieci mają swoje pasy ochronne, dlatego też musieliśmy być bardzo precyzyjni, kreśląc lokalizacje nasadzeń. Każde nasadzenie wymagało uzgodnienia lokalizacji skrzyń antykompresyjnych dla bezpieczeństwa korzeni i infrastruktury.
Bywało, że nad sprawą jednego drzewa rozprawiało konsylium 12 osób. Przez to proces projektowy wydłużył się z roku do trzech lat. Wtedy byliśmy w tej walce osamotnieni. Ostatecznie dzięki naszej determinacji zwiększyliśmy liczbę drzew w stosunku do tej z koncepcji konkursowej – z 14 do aż 22. Będą one pracowały dla miejskiej go ekosystemu, produkując tlen” – kontynuuje Sękulska-Wrońska.
Już na etapie projektowym wpisaliśmy w to miejsce otwarty na społeczność proces oraz transformację. Zgodnie z koncepcją konkursową moduł mebli miejskich będzie można wymieniać i uzupełniać. Zakładamy, że plac będzie można meblować w zależności od zmieniających się potrzeb mieszkańców i mieszkanek. To tak jak z mieszkaniem, do którego z czasem dobieramy nowe, najbardziej odpowiednie dla nas w danej chwili meble. Z przestrzeniami miejskimi, czyli swoistymi miejskimi wnętrzami, jest podobnie, a tworzenie miasta to proces, a nie jednorazowy impuls – kończy.
Komentarz
Dwoją się i troję się usłużne media ratuszowi aby ukazać problem spieprzonego projektu w jak najlepszym świetle. Wywiad, którego udzieliła Pani architekt ma nam uświadomić, że my maluczcy nie znamy się na sprawie, a ich wielka wizja jest wizją, która się dopiero ziści.
Głosów pozytywnych jest bardzo mało, gros głosów zaś to głosy surowej krytyki, bardzo często konstruktywnej. Niestety, za ciężkie pieniądze zdewastowano przestrzeń, którą można było inaczej przeorganizować, i żadne propagandowe artykułu nie pomogą.