65 lat temu urodził się legendarny bard – Jacek Kaczmarski. Pamiętający o Żołnierzach Wyklętych
Piosenka „Świadkowie” była w PRL jedną pierwszych piosenek mówiących o losach Żołnierzach Wyklętych. Jacek Kaczmarski tak ją zapowiedział w 1994 r. podczas koncertu w Górze Kalwarii; – Forma tej piosenki była wzięta z programu telewizyjnego w latach siedemdziesiątych “Świadkowie”, który pokazywał fakty z czasów ostatniej wojny światowej, pokazywał zdjęcia, dokumenty, angażował ludzi oglądających w uczestnictwo w wykrywaniu prawdy na temat tego, co się działo wówczas w Polsce.
ŚWIADKOWIE
Cały chwyt polegał na tym, że była to część prawdy, ponieważ całej prawdy dotyczącej udziału armii sowieckiej w drugiej wojnie światowej, w programie pokazać nie można było. (…) Piosenka opowiada o autentycznej historii, którą przeżył właśnie wuj mojego ojca w obozie sowieckim w Rembertowie w czasie II wojny światowej.
Od trzydziestu lat szukam syna. Wojnę przeżył, wiem to, bo pisał. Na tym zdjęciu jest razem z dziewczyną, która mieszka ze mną do dzisiaj. W jego liście ostatnim… – przeczytam: „Jadę do was, uściskaj tatę, mam dla niego na wojnie zdobytą marynarkę w angielską kratę. Sam ją noszę na razie choć mała”. Syn był wielki, barczysty i silny. Jeśli wie ktoś, co się z nim stało – niech da znać. Bardzo proszę. Pilne.
Droga Pani! W programie „Świadkowie” oglądałem panią przypadkiem. Od trzydziestu lat w Rembertowie mieszkam, z wojny pamiątki mam rzadkie. Okradałem kiedyś skrzynki pocztowe (w listach były pieniądze czasami). Wśród tych listów są trzy obozowe. Może będą ciekawe – dla Pani.
Bracie, braciszku! Wojnę przeżyłem, a z lasu wyszedłem za wcześnie. We wsi mnie jakiś patrol przydybał i taki był koniec pieśni. Siedzę w obozie razem z Niemcami, NSZ i AK. Trzymam się zdrowo, do domu wrócę kiedy się tylko da. Wczoraj niektórzy z nas uciekali. Ja się trzymałem z daleka. Gdy się z takiego obozu pryska – trzeba mieć dokąd uciekać. Dziś ciężarówką zwieźli połowę, resztę skreślono z list. Teraz ich biorą na przesłuchanie; patrzę, nie mówię nic. Był jeden taki, przyjemnie spojrzeć; wysoki obszerny w barach. Wyższy, silniejszy nawet ode mnie (znasz mnie, trudno dać wiarę). Miał marynarkę w angielską kratę, razem z tamtymi pruł. Gdy go złapali i przesłuchali – wyszło człowieka pół. Zapadł się w sobie, chodzić nie może, niższy jest chyba o głowę; nie znam się na tym, ale wygląda jakby miał żeber połowę. Tak tu żyjemy. List ten wysyła Rosjanka (kocha tu mnie). Jak mam już siedzieć – wolę u swoich, zawiadom o mnie UB.
Tatusiu! Uciec się nie udało, nie wiem czy jeszcze napiszę. Ten w marynarce w angielską kratę z doprosa na czterech wyszedł. Więc teraz ja się nim opiekuję tak, jak on mną przez lat cztery. Trochę się boję co z nami zrobią. Szkoda! Do jasnej cholery!
Mamasza! Mnie siemnadcat´ let, a ja uże liejtenant. Zdies´ wsio w poriadkie – polskich my unicztożim banditow. Togda ja napiszu pis´mo i wsio skażu ja wam, siejczas nie chwatajet sił i spit moj major Szachnitow. Otcu skażi, czto u mienia jest dla niego podarok – pidżak s anglijskoj kletoczkoj popał mnie prosto darom.
Wejdźmy głębiej w wodę kochani
Dosyć tego brodzenia przy brzegu
Ochłodziliśmy już po kolana
Nasze nogi zmęczone po biegu
Wejdźmy w wodę po pas i po szyję
Płyńmy naprzód nad czarną głębinę
Tam odległość brzeg oczom zakryje
I zeschniętą przełkniemy tam ślinę
Potem każdy się z wolna zanurzy
Niech się fale nad głową przetoczą
W uszach brzmieć będzie cisza po burzy
Dno otwartym ukaże się oczom
Tak zawisnąć nad ziemią choć na niej
Bez rybiego popłochu pośpiechu
I zapomnieć zapomnieć kochani
Że musimy zaczerpnąć oddechu
Jacek Kaczmarski zmarł na raka krtani w 2004 r. Napisał ponad 600 utworów. Na jego piosenkach uczono się zakazanej w PRL historii.
Archiwum IPN, IPN BU 024/179/13: poeta, kompozytor i piosenkarz Jacek Kaczmarski na scenie w hali Olivia w Gdańsku. Gdańsk, 1981-08-20-22