Od lat zajmujemy się tym tematem, i nasze zdanie Państwo znacie. Jesteśmy za miejscowym uregulowaniem rzeki. Ostatnio o bardzo podobnej wizji uporządkowania tych terenów mówił Jaki, który wypunktował jaką rolę ma pełnić rzeka w mieście i dla miasta. Wierzymy, że większość osób rozumie, że ekolodzy to szkodnicy, którzy nie rozumieją otaczającego świata, i działają politycznie a nie, ideologicznie.
Wisła musi zacząć zarabiać pieniądze, Wisła musi zacząć żyć, bo jak na razie poza ptaszkami rzeka ta nie służy nikomu!
„Pod względem nieuregulowania rzek Polska stanowi dziś fenomen w skali Europy. Tylko tutaj ilość terenów zalewowych jest tak wielka, a długość nieżeglownych rzek tak wysoka. Zupełnym inaczej jest np. Niemczech i krajach Beneluksu. Tam ryzyko wielkich powodzi jest ograniczone do minimum, a dzięki prowadzonemu na masową skalę transportowi rzecznemu gospodarki oszczędzają co roku wiele miliardów euro. Tymczasem w Polsce międzynarodowi ekolodzy organizują akcję pt. „Strażnicy rzek”. Jej celem jest m.in. zniwelowanie planów rozwoju żeglugi towarowej. Bo ślimaki i minogi…
Pisałem o tym jakiś czas temu, ale nie zaszkodzi powtórzyć – w 2014 roku niemieckie rzeki przetransportowały 228,5 mln ton towarów (to jest mniej więcej tyle, ile w Polsce w ciągu roku przewożą wszystkie pociągi towarowe razem wzięte). Tak gigantyczna skala transportu rzecznego wpływa bardzo pozytywnie na niemiecką gospodarkę. Co roku tamtejsza branża transportowa notuje z tego tytułu gigantyczne oszczędności (bezpośrednio wpływające na konkurencyjność). – pisze Niewygodne.info
Jak ta kwestia wygląda w Polsce? Otóż w 2016 roku żeglugą śródlądową przetransportowano zaledwie 6,2 mln ton ładunków, czyli ponad 35 razy mniej niż w Niemczech (w porównaniu do danych z 2014 roku). Ten bardzo tani sposób przewozu towarów odgrywa w polskim systemie transportowym rolę marginalną. Jaki jest powód tego stanu rzeczy? – Otóż po 1989 roku z jakiegoś powodu postanowiono rozwalić polską żeglugę śródlądową. Istniejące szlaki wodne przestały być konserwowane, porzucono proces regulowania nowych odcinków rzek, a porty śródlądowe obumarły. W 2015 roku tylko po 214 kilometrach odcinków tras rzecznych w Polsce (5,9 proc. wszystkich tras) mogły pływać zestawy barek o parametrach klasy międzynarodowej (kryterium to m.in. minimum 2,5 metra głębokości). Obecnie rząd chce przywrócić polskim rzekom żeglowność i znów zacząć je wykorzystywać w sposób gospodarczy (na wzór i podobieństwo Niemiec).
Tymczasem organizacja WWF Polska (której fundacja-matka ma siedzibę w Szwajcarii) rozpoczęła program „Strażnicy rzek”. Na czym ma on polegać? Ekolodzy namawiają chętnych do tego, aby zostali wolontariuszami i zaczęli „pilnować swoich lokalnych cieków wodnych”. Do głównych zadań „strażników rzek” ma należeć monitorowanie polskich rzek poprzez obserwację oraz podejmowanie ewentualnych interwencji, których celem miałoby być „powstrzymanie szkodliwych zmian”.
Problem w tym, że do szkodliwych zmian ekolodzy, co do zasady, zaliczają m.in. sam fakt regulowania koryta rzek oraz rozwój żeglugi towarowej. Ich zdaniem procesy te zagrażają one m.in. populacjom mięczaków słodkowodnych oraz wielu gatunkom ryb i minogów.”
A gdzie w tym wszystkim jest miejsce dla człowieka????