Postulat całkowitego zakazu reklamy alkoholu zyskuje coraz większe poparcie w parlamencie, ale prawdziwą przeszkodą nie są posłowie, lecz rządowa uległość wobec lobbingu międzynarodowych koncernów. W rozmowie z DoRzeczy poseł Marek Jakubiak bezpośrednio wskazuje przyczyny braku reform: „rząd jest wyjątkowo nieodporny na lobbing dużych koncernów”. Podczas gdy zagraniczne korporacje dysponujące 90% polskiego rynku piwnego wydają miliony na kampanie reklamowe, polskie rodzinne browary „często na pograniczu płynności finansowej po prostu zwyczajnie na to nie stać”. Rząd, zamiast chronić krajowych przedsiębiorców, toleruje praktyki dumpingowe – koncerny sprzedają piwo po 1,80 zł, czyli „poniżej kosztów wytworzenia technicznego”, niszcząc uczciwą konkurencję. Koszty społeczne i zdrowotne reklamy alkoholu są niewymierne, ale na szali leżą wpływy budżetowe i naciski lobbystów. Efekt? Brak definicji piwa w Polsce (jedynym takim kraju na świecie), tolerowanie „napojów piwopodobnych” i systematyczna eliminacja polskich firm przez zagraniczny kapitał.
Wywiad z Markiem Jakubiakiem: „Trzeba zakazać reklamy i promocji piwa”
DoRzeczy.pl: W wywiadzie dla tygodnika „Wprost” mówił pan m.in. o tym, że zakaz reklamy i promocji piwa wyrównałby szanse między polskimi producentami a zagranicznymi koncernami, które na polskim rynku dominują. Dlaczego taki zakaz byłby istotny dla rodzimych producentów?
Marek Jakubiak: Po pierwsze – zakaz promocji i reklamy piwa wyrównałoby szansę, dlatego że takie reklamy i promocje są gigantycznie drogie. W związku z tym, małych browarów i naszych rodzinnych firm – często na pograniczu płynności finansowej – po prostu zwyczajnie na to nie stać. Więc koncerny tę różnicę wychwytują, przerzucając ją na wolność słowa, wolność wyboru itd., a potem sprzedają piwo np. po 1,80 zł, czyli poniżej kosztów wytworzenia technicznego i jeszcze w dodatku to reklamują. Myślę, że w sytuacji, kiedy faktycznie piwo zaczyna być stosowane nie jako napój, tylko środek do niszczenia swojej konkurencji, to trzeba po prostu zwyczajnie pójść trendem światowym i zakazać reklamy i jakiejkolwiek promocji piwa.
Czy taki zakaz mógłby mieć też pozytywny wpływ na ograniczenie spożycia alkoholu?
W takich krajach jak Czechy czy Niemcy, pije się znacznie więcej alkoholu niż w Polsce. My robimy z tego problem, bo on faktycznie jest, ale tak naprawdę gdyby się przyjrzeć się problemowi alkoholizmu w Polsce, to dotyczy on dużych miast, a przestał dotyczyć małych miejscowości aż w takim stopniu, jak kiedyś to było. 30 proc. problemu alkoholowego w Polsce dotyczy Warszawy. Uwaga – nie ludzi biednych, którzy szukali w alkoholu jakiejś ucieczki przed problemami, tylko ludzi bogatych, tzw. białych kołnierzyków.
Jak duże sieci handlowe traktują polskich producentów piwa w porównaniu z tymi zagranicznymi koncernami, które mają 90 proc. rynku piwnego w Polsce?
Sieci sprzedają te produkty, które się sprzedają, a sprzedają się te, które są reklamowane. Jakość tych produktów odbiega od normy. Trzy lata temu starałem się wprowadzić definicję piwa do ustawy i to się nie udało, dlatego że lobby dużych browarów nie życzy sobie w Polsce definicji piwa. Taka definicja jest praktycznie wszędzie w każdym kraju świata, tylko nie w Polsce.
Wspomniał pan również o tym, że piwo z dużych koncernów bywa tańsze niż woda, mimo wysokich kosztów produkcji. Jak to jest możliwe, że cena piwa jest tak niska i na czym polega „optymalizacja” w procesie produkcyjnym dużych koncernów? Czy to oznacza, że konsument otrzymuje produkt gorszej jakości?
Nie mogę na to pytanie odpowiedzieć, dlatego że nie ma definicji piwa. Wiem, jak piwo powinno być ważone, jak powinno wyglądać. Tyle tylko, że nie ma definicji, a więc wszystko, co nazwiemy piwem jest piwem. W związku z tym, optymalizuje się produkcję. Powiem tylko tyle – moje piwo fermentuje na przykład 10 dni, a leży 30 dni. A w koncernach gotowe piwo jest już jest po 7-10 dniach.
Czy konsument, który kupuje piwo za mniej niż złotówkę jest świadomy „kompromisów jakościowych”, które trzeba było osiągnąć, by wyprodukować taki tani produkt?
Wszyscy ufamy producentom i słowu pisanemu. Mamy IJHARS, czyli jednostkę, która kontroluje, czy nas się nie oszukuje przypadkiem na etykietach. Niestety, muszę to powiedzieć, ale wierząc w to, czasami dajemy się wciągnąć w takie alejki, które nas wprowadzają w kanał. Piwo nie może kosztować złotówki. Po prostu nie może kosztować złotówki, dlatego że udział samej akcyzy w piwie, transportu i kosztów wytworzenia jest znacznie wyższy, prawie dwukrotnie.
Mówił pan wcześniej o definicji piwa, więc czy nie uważa pan, że brak prawnie wiążącej definicji w polskim prawie to jest celowe zaniedbanie, które służy interesom wielkich graczy, kosztem jakości i zdrowia polskich konsumentów?
Wtedy, kiedy proponowałem wprowadzenie definicji piwa, nie znalazłem poparcia w stowarzyszeniach małych browarów, nawet tzw. kraftowców. Oni wszyscy byli przeciwko ustanowienia prostej definicji piwa. Nie rozumiem tego, bo dla mnie uczciwość jest ponad wszystko. W związku z tym, ja swoje nazwisko dałem moim browarom, dlatego że nie kombinuję przy piwie. To piwo jest ważone, a nie kombinowane. Dziwię się kolegom, że nie chcieli zabezpieczyć swoich interesów poprzez uczciwość.
Dlaczego piwo rzemieślnicze od polskiego producenta jest droższe na półkach sklepowych od piwa produkowanego przez duże koncerny? Czy to trochę nie jest tak, że obcy kapitał ma w Polsce lepsze warunki niż krajowi przedsiębiorcy?
Nie. To jest technologia. Mamy do czynienia z tzw. produktywnością. Na przykład jeden pracownik u mnie, co liczyłem klika lat temu, więc to się dezaktualizuje na korzyść koncernów, wytwarzał 800 hektolitrów piwa rocznie, natomiast w dużym koncernie to jest 30 parę tys. hektolitrów piwa. Mamy więc tzw. optymalizację, tankofermentory, technologiczne skróty, gotowanie jednego ekstraktu brzeczki. Koncerny zużywają na jeden litr piwa około trzech litrów wody, a w moich browarach zużywa się do mycia, ważenia itd. od 8 do 10 litrów wody. Taka jest różnica między piwem a piwem.
Jakie konkretne prawne mechanizmy powinien wprowadzić rząd, aby położyć kres tej gospodarczej dominacji i chronić polską przedsiębiorczość?
Przede wszystkim powinien wystawić ich na prawdziwą konkurencję, zakazać reklamy, zakazać promocji i uwaga – wprowadzić minimalną cenę alkoholu, bo z alkoholem mamy problem w Polsce. Mimo że mniejszy niż inne państwa, to jednak problem istnieje. Minimalna cena 1 proc. alkoholu, bez względu na to czy to jest piwo, wino, szampan czy wódka, powinien kosztować u producenta nie mniej jak… Wtedy po pierwsze – wyrównalibyśmy szanse, po drugie – nie można byłoby robić promocji, że piwo jest tańsze od wody, po trzecie – nie można byłoby stosować dumpingu cenowego i po czwarte – jeżeli piwo na półce będzie kosztowało 5 zł, to chyba się nic nie stanie. Jeszcze jedno – za alkohol powinno się płacić maksymalnie do siedmiu dni. Wszystkie metody, które stosują duże sieci handlowe, czyli wymuszania długich terminów płatności, powinny być zakazane ustawowo. Za alkohol, jako za produkt akcyzowy, powinno się płacić przedpłatą albo maksymalnie do siedmiu dni, choć byłbym za przedpłatą, bo wtedy są pieniądze i jest produkcja.
Rząd chce odejść od „mapy drogowej” dotyczącej akcyzy, która zakładała 5 proc. wzrost rocznie do 2027 roku. Niedawno zapowiadał 15 proc. podwyżki akcyzy na alkohol będzie. Jak takie nagłe zmiany, jeśli weszłyby w życie, wpłynęłyby na stabilność polskich firm?
Takie zmiany w bezpośredni sposób będą niszczyły polskie browary. Mamy tu przykład byłego premiera Jerzego Buzka, który w bardzo podobny sposób zarządzał państwem polskim, tylko podnosząc podatki i wtedy zamknięto kilkaset browarów. Mam wrażenie, że Tusk idzie w tę samą stronę. Przypomnę, że za władzy AWS 90 proc. branży piwowarskiej weszło w ręce zachodnie, a tych polskich „niedobitków”, których zostało już naprawdę mało, chcą załatwić udziałem podatków w przychodzie. Podwyżka akcyzy nie podniesie cen na półkach, tylko dobije małe browary. Co najwyżej nie byłoby tych szaleństw, że na przykład restauracje kupują w sieciach, bo jest taniej niż hurtowni, dlatego, że jak kupisz karton piwa, to drugi dostajesz za darmo. Nieuczciwe praktyki wobec konkurencji i wobec handlu detalicznego dużych sieci po prostu trzeba przykrócić za pomocą regulacji. Tego się nie da zrobić inaczej.
Rząd twierdzi, że podwyżka akcyzy ma ograniczyć spożycie alkoholu. Czy tak się stanie?
To mniej więcej brzmi w ten sposób, że jak założymy maski, to będziemy oddychać, ale trochę mniej. Alkohol w naszym środowisku ludzkim jest od ponad 4,5 tysiąca lat. Zwyczajnie nie wierzę w to, że nagle ludzie przestaną spożywać alkohol. Ja bym był za tym, żeby ludzie np. rzucili palenie. Dlatego, że palenie jest znacznie bardziej kłopotliwe niż alkohol i ma chyba nawet bardziej daleko idące skutki ma negatywne. Natomiast alkohol jest częścią naszego życia, choć wszystko, co jest spożywane w nadmiarze, jest szkodliwe.
Czy w takich zapowiedziach rządu, że podwyżka akcyzy ograniczy spożycie alkoholu, widzi pan autentyczną troskę o zdrowie Polaków?
To jest rząd, który szuka pieniędzy, dlatego że sam wydaje nie wiadomo na co. Mówią, że nie mają pieniędzy, a z drugiej strony, zamiast środki KPO kierować do przedsiębiorstw, to przeznaczają je na jachty. Jest jakiś poziom szaleństwa, a to szaleństwo jest związane z tym, że naszą ojczyzną zarządzają partacze, którzy nie mają pojęcia, co to jest zarządzanie i za to się biorą. Niestety, będziemy słono płacić za to w przyszłości. Nie rozumiem dlaczego do tej pory jeszcze tolerujemy ten rząd.
Panie pośle, ale skoro rząd się tak rzekomo troszczy o zdrowie Polaków, to dlaczego nie wprowadza zakazu reklamy i promocji alkoholu?
Dlatego, że ten rząd jest wyjątkowo nieodporny na lobbing dużych koncernów, które w Polsce za rządów Donalda Tuska zawsze robiły co chciały i tak jest dalej.
Gdyby miał pan teraz pełną władzę decyzyjną, to co by pan zrobił w pierwszej kolejności? Zakaz reklamy i promocji piwa? Czy może jakieś inne przepisy chroniące polskich producentów przed dyskryminacją ze strony sieci handlowych?
Są trzy punkty ratowania sytuacji, szczególnie polskich browarów. Po pierwsze – w ustawie o przeciwdziałaniu alkoholizmowi trzeba wpisać, co następuje – zakaz promocji i reklamy alkoholu w ogóle, z piwem włącznie, nie do godz. 22:00, tylko w ogóle. Po drugie – minimalna cena 1 proc. alkoholu u producenta – nie na półce, tylko u producenta. Potem to może kosztować i 100 zł, ale to już jest pomysł sprzedającego. Po trzecie – trzeba wprowadzić piwa, żebyśmy wiedzieli, co pijemy i żeby producent odpowiadał za to, że sprzedaje piwo, a nie napoje piwopodobne. I tutaj zacznie się pewien problem, bo się okaże nagle, że z piwem nie jest wcale tak łatwo.
________________________________________
Słowa posła Jakubiaka o „wyjątkowej nieodporności rządu na lobbing dużych koncernów” obnażają prawdziwą przyczynę braku reform. To nie brak wiedzy o szkodliwości reklamy alkoholu czy problemach polskich browarów – to świadoma kapitulacja przed naciskami korporacji, które „za rządów Donalda Tuska zawsze robiły co chciały i tak jest dalej”. Efekty tej uległości są dramatyczne: 90% polskiego rynku piwnego w rękach zagranicznych koncernów, brak definicji piwa (jedyny taki przypadek na świecie), tolerowanie „napojów piwopodobnych” oraz systematyczne dobijanie polskich firm podwyżkami akcyzy zamiast wprowadzaniem uczciwych reguł konkurencji.
Trzy konkretne rozwiązania – całkowity zakaz reklamy alkoholu, minimalne ceny u producenta i prawna definicja piwa – mogłyby uratować polskie browarnictwo. Pytanie brzmi: czy rząd znajdzie odwagę, by postawić interes narodowy ponad naciski międzynarodowych lobbystów, którzy od lat dyktują warunki na polskim rynku?
zdj. Good Looking Studio
Portal Warszawski. O krok do przodu