To arcyważny artykuł, który jest odpowiedzią na aktywistyczne dezinformacje o złych myśliwych mające na celu wzbudzania niepokojów, lęków i w konsekwencji wyciągania łap po publiczne pieniądze. Co gorsza powiela je poważny państwowy urzędnik, który fotografował się z Mencwelem, „znawcą” od wszystkiego. Zapraszamy do lektury Fundacji Instytut Analiz Środowiskowych.
Myśliwi zabijają dokładnie taką ilość zwierząt, jaką przewidziano w wieloletnich łowieckich planach hodowlanych, i płacą kary w razie niewykonania zatwierdzonego limitu
Z ogromnym zaskoczeniem odebraliśmy słowa wiceministra klimatu i środowiska, który nadzorując Polski Związek Łowiecki równocześnie stara się dyskredytować zrzeszonych w nim myśliwych. Wypowiedź Mikołaja Dorożały, przywołana w artykule „Masakra w polskim lesie. Dziennie ginie 600 dzików i 300 jeleni” opublikowanym w serwisie Onet pomija kluczowe informacje, przez co wprowadza opinię publiczną w błąd.
Prawdą jest, że myśliwi z roku na rok pozyskują coraz więcej jeleni i dzików. Dziki odstrzeliwuje się jednak ściśle i zgodnie z planem łowieckim, a to co zostało przedstawione jako nieuprawniona nadwyżka jest to dodatkowy odstrzał sanitarny narzucony przez poszczególnych wojewodów! Odstrzał sanitarny nie jest ilość to zaplanowana do upolowania, lecz kwoty interwencyjne ekstra, na które myśliwi nie mają wpływu. A muszą je wykonać pod sankcją wypowiedzeniem umów dzierżawy obwodów. To, co zostało przedstawione jako „krwawa zabawa” stanowi więc realizację obowiązków ustawowych i rozporządzeń organów państwa.
Intensywny odstrzał wynika jednak przede wszystkim z konieczności ochrony upraw rolnych i leśnych, które są narażone na szkody wyrządzane przez dzikich zwierząt. Należy podkreślić, że mimo dużych liczb, którymi próbuje szokować minister, populacje dzików i jeleni z roku na rok rosną, co pokazuje, że ich pozyskanie wcale nie jest nadmierne.
Gospodarka leśna, rolna i łowiecka stanowią system naczyń połączonych. Dynamiczny wzrost wielkości populacji zwierzyny grubej w Polsce wynika z łatwej dostępności atrakcyjnej i wysokoenergetycznej karmy, takiej jak powszechnie uprawiana kukurydza. To z kolei przenosi się na zwiększony poziom strat wyrządzanych w uprawach rolnych i leśnych. Jeśli chcemy uszanować pracę rolników i leśników, mieć w Polsce stosunkowo tanią żywność oraz odnawiające się lasy pozwalające na korzystanie z drewna, musimy pogodzić się z tym, że liczbę dzikich zwierząt trzeba utrzymywać na poziomie, który zapewni akceptowalny poziom strat w uprawach oraz znośny poziom odszkodowań, które z tego tytułu wypłacają rolnikom, z własnych kieszeni, myśliwi. W roku łowieckim 2018/19 było to 62 mln złotych, w roku łowieckim 2019/20 – 91 mln złotych, a w roku łowieckim 2020/21 już 99 mln złotych. Również straty w uprawach leśnych spowodowane wiosennym zgryzaniem młodych pędów lub młodej kory liczy się w milionach złotych. Młody las na którym intensywnie żerują jelenie lub sarny nie wyrośnie na piękny starodrzew.
Trzeba dodać, że w przypadku dzików roczny przyrost wynosi 300%, co oznacza, że przy braku kompensowania tego przyrostu populacja każdego roku zwiększałaby się czterokrotnie. Tymczasem już dziś dziki są stałymi bywalcami gęsto zaludnionych miast i stwarzają zagrożenie dla mieszkańców oraz trzymanych przez nich zwierząt domowych. O konsekwencjach ograniczania aktywności myśliwych miał się okazję przekonać nie tak dawno wojewoda małopolski, który został sądownie zobowiązany do wypłaty odszkodowania mężczyźnie, który na ulicach Krakowa został poważnie poturbowany przez odyńca.
Dla każdego, kto uważał na lekcjach biologii, nie jest też tajemnicą, że nadmierna gęstość danego gatunku prowadzi do szerzenia się chorób zakaźnych. Z taką sytuacją mamy w kraju do czynienia od ponad 10 lat, odkąd stada dzików i świń są dziesiątkowane przez afrykański pomór świń (ASF). Nawet jeśli odstrzał dzików nie stanowi najskuteczniejszej metody zwalczania tej choroby, to wobec braku rozwiązań alternatywnych właśnie konsekwentne rozrzedzanie populacji (która jest potencjalnym wektorem wirusa) stanowi kluczowy czynnik ograniczający zagrożenie dla trzody chlewnej. Należy dodać, że wieprzowina jest głównym mięsem spożywanym przez Polaków i tylko rozwinięta produkcja tego surowca, gwarantuje nam do niego łatwy i stosunkowo tani dostęp.
Kończąc wypada przypomnieć to, o czym nie wspomniał wiceminister – myśliwi zabijają dokładnie taką ilość zwierząt, jaką przewidziano w wieloletnich łowieckich planach hodowlanych, i płacą kary w razie niewykonania zatwierdzonego limitu. Dokumenty te określają docelową liczbę łosi, jeleni szlachetnych, danieli, muflonów i saren, a także maksymalną liczbę dzików w przeliczeniu na powierzchnię danego rejonu. Ich opracowanie jest zadaniem dyrektorów regionalnych dyrekcji Lasów Państwowych, którzy działają w uzgodnieniu z zarządami okręgowymi PZŁ oraz marszałkami województw. Myśliwi w tym modelu są jedynie wykonawcami planów, w ustaleniu których decydujący głos mają – jak widać – organy podległe właśnie ministrowi Dorożale.
dr Miłosz Kościelniak-Marszał, Przewodniczący Rady Fundacji Instytut Analiz Środowiskowych
Portal Warszawski. O krok do przodu