[RECENZJA KOZŁOWSKIEGO] DEEP PURPLE album „= 1 “. GENIALNIE i jest coraz lepiej…

Płyty DEEP PURPLE w ostatnich latach pojawiają się ze sporą częstotliwością. Poza nieuleczalnymi wyznawcami starej szkoły Hard Rocka nie zauważa tego nikt. Kolejna płytowa premiera tak naprawdę jest pretekstem do zorganizowania trasy koncertowej dającej zarobić na przeżycie.

Na szczęście nowy materiał wyszedł absolutnie GENIALNIE i jest coraz lepiej …”

Tym razem było nieco więcej zainteresowania poza branżowego. W zespole pojawił się nowy gitarzysta: Simon McBride – prawdziwy młodzieniec w ekipie (45 lat). Przypomnijmy reszta składu dobija do osiemdziesiątki! Światowe media (poza muzyczne) analizując nowy materiał piszą: jest moc, jest głębokie odrodzenie. Analitycy rock’n’rollowi są bardziej sceptyczni a wokalista Deep Purple Ian Gillan przebija wszystkich ogłaszając: ”Na szczęście nowy materiał wyszedł absolutnie GENIALNIE i jest coraz lepiej …”.

Zacznijmy od minusów 23 albumu ikonicznego zespołu.

Okładka: kreatywność na poziomie grupy wczesnoszkolnej. Od kilku lat muzycy akceptują projekty graficzne, które z poetyką hard rocka mają niewiele wspólnego, wręcz zniechęcając do wydania paru funtów na zakup krążka. Nowy gitarzysta: solówki techniczne, bez emocjonalnego feelingu, choć trzeba przyznać, że riffy w porównaniu do amerykańskiego poprzednika bliższe klasycznemu brytyjskiemu hard rockowi. Głos Iana Gillana: Jest problem. Słychać, że chwilami niedomaga. Producent stara się przykryć problem techniką ale nie zawsze daje to efekty. Groteskowo wypadają próby agresywnego wokalu (na szczęście rzadko) – ograniczeń skali głosu już się nie przeskoczy .

Klawisze: Don Airey napisał tutaj sporo materiału – pomimo 20 lat w składzie – nie ma pomysłu na
„brzmienie po Jonie Lordzie”. To raczej 100 % kopia dorobku zmarłego poprzednika. Denerwuje częste wykorzystanie mooga z dźwiękami przypominającymi zabawkowe klawisze dla dzieci.

Plusy płyty „= 1”

Kompozycje: od rozpoczynającego „Show Me” poprzez kolejne propozycje słychać, że materiał nie jest przypadkowy. Brzmi szlachetnie, często nawiązując do klasycznych brzmień Deep Purple z płyt Machnine Head czy In Rock. Udane dialogi klawiszowo-gitarowe (np. Now Your’e Talkin). Mniej teraz amerykańskich naleciałości, które rozwadniały ten brytyjski walec rockowy. Udane ballady (I’ll Catch you, If I were you), w których nowy gitarzysta Simon Mc Bride potwierdza swoją fascynację brzmieniem Gary Moore’a. Finalny „Bleeding obvious” to Purple w porywającej formie jak za nadobnych lat (Perfect Strangers)

Produkcja: słynny Bob Ezrin (The Wall/Pink Floyd) panuje nad sytuacją wyciskając z tego zaawansowanego wiekowo towarzystwa sporo. Udane wstawki orkiestrowe dodające klimatowi progresywnego patetyzmu.

Oczywiście najważniejsze w tym wszystkim jest to aby minusy nie przesłoniły plusów. I chyba nie przesłonią. To pierwsza premierowa płyta Brytyjczyków od lat, do której będę wracał .

To nie jest album godny kilku stronic w księgach opisujących tajemnice rock’n’rolla. Ale też nikt chyba na to już nie czekał. Jest solidnie, z minusami i plusami czyli jak to w życiu. Ważne, że nikt tu nie udaje co powoduje, że muzyka pozostaje prawdziwa.

 

 

Arkadiusz Kozłowski – dziennikarz, krytyk muzyczny

Portal Warszawski. O krok do przodu

Przeczytaj również

Logotyp Portal Warszawski
Kontakt

Ostatnie atykuły