REKLAMOWY CYBERPUNK NA METRZE PL. WILSONA – tak zaczyna się wpis Jakuba Jastrzębskiego na profilu Historia Metra w Warszawie. Subtelnie podświetlona kopuła stacji (tak zwany „nieboskłon Żoliborza”) nie jest już jedynym świecącym elementem na stacji! Towarzyszą mu w bezpośredniej bliskości dwie „świetlne plamy Żoliborza”. Kompozycja dopełniona. Przecież, jak chwali się firma Stroer na swojej stronie, „warszawskie metro to unikalna przestrzeń, która łączy wszystkie cechy nowoczesnej reklamy zewnętrznej”. Teraz już tak. Cel osiągnięty.
Jak jest w Europie?
Jakuba Jastrzębskiego zapewne gubi potężna niewiedza o współczesnym świecie (może nigdzie nie jeździ) i fakt, że jest autorem książki o warszawskim metrze. W związku z tym uznał, że jest już jego właścicielem i może wydawać rozporządzenia podmiotom, które nim zarządzają. Skromniaczek! Przypomnijmy, że to od jego rzekomo szlachetnej akcji wpisania bardzo średniej wartości ceramiki w metrze, zaczęła się akcja przejęcia nośników reklamowych przez Agorę, która dzięki nam się nie udała!
Przytoczmy fragment z jego profilu:
Tylko prosiłbym Miasto Stołeczne Warszawa o zdjęcie z miejskiej podstrony o tych propozycjach zasad dla reklam w metrze ( z m.in tymi punktami: – zakaz montażu reklam w środkowej części ścian zatorowych (ścian bocznych stacji); – dopuszczenie montażu nośników tylko na skrajnych fragmentach ścian zatorowych i wyłącznie w sposób zachowujący czytelność pasków z nazwą stacji; Skoro to nie aktualne, to nie róbmy sami sobie wody z mózgu, może wywoływać niezamierzony komizm
Pan Jastrzębski zapewne dawno nie był w Europie, na przykład takim Wiedniu, na którym się teraz skupimy. Zdjęcia pochodzą z wyprawy jednego z naszych redaktorów, który w długi weekend był w obu miastach.
Łącznik na stacji Karlsplatz (czyż to nie jest czysta reklamoza?)
Stacja metra Sudtiroler Platz też kolejny przykład ekstremalnej reklamozy:
Natomiast jeśli chodzi o samą przestrzeń w Wiedniu, to chyba reklam jest więcej niż w Warszawie
KOMENTARZ
Aktywiści miejscy uwielbiają porównania z Europą, bo mają kompleks. A tymczasem wystarczy wybrać się naprawdę niedaleko i zobaczyć jak miasto, metro i inni zarabiają – na reklamie – i jak na razie od tego nie uciekniemy. A Panu Jastrzębskiemu proponujemy wziąć się za porządkowanie metra w całej Europie, będzie mieć co robić. To może uratuje go przed jego własną obsesją! Nie pisze się na metrze, tylko w…metrze!
I trzeba obiektywnie powiedzieć, że w naszym metrze, jak i przestrzeni miejskiej reklamy są bardzo estetyczne.