Parę dni temu na naszą skrzynkę przyszedł mail od Pani Pauliny, który opisuje sytuację dotyczącą pracy kontrolerów biletów, zwanych potocznie kanarami.Jak w takiej sytuacji reagować? Jak powinien zachowywać się pracownik SKM czy transportu miejskiego?
Chciałam opowiedzieć o wydarzeniu, które być może będzie interesujące do przedstawienia
Zdarzyła mi się dzisiaj sytuacja, która pewnie przydarza się codziennie wielu osobom (chociaż jednak mam nadzieję, że nie) mianowicie wylegitymował mnie kontroler biletów (tzw kanar). Sytuacja ta bardzo wyprowadziła mnie z równowagi i dała późniejsze pole do przemyśleń. Nie należę do osób podróżujących bez biletu, uważam za uczciwe tego biletu nabycie, jednak zbieg wypadku sprawił, że znalazłam się w takiej sytuacji. A temat który chciałabym poruszyć to zachowanie w takiej sytuacji kontrolera i kwestię czy to zawsze tak wygląda i czy powinno tak wyglądać, czy nie powinno się czegoś zmienić w obecnym systemie.
Ale od początku. Korzystałam z przejazdu na trasie Pruszków-Warszawa, korzystałam z kolejki WKD. Początkowo jadąc do Pruszkowa, wsiadłam do wagonu kolejki i przeczytałam informację, że na przejazd nie obowiązują bilety miejskie, więc musiałam kupić bilet na ten konkretny przejazd na drugą strefę, w wagonie był przeznaczony do zakupu tego biletu automat, bilet kupiłam. Wracając z Pruszkowa podjęłam takie same kroki. Wsiadłam do kolejki, chcąc kupić bilet zaczęłam rozglądać się za automatem. Przeszłam przedział kolejki, ale automatu nie było, w związku z tym na następnej stacji wysiadłam z przedziału i weszłam do drugiego. W tym przedziale, już automat był. Podeszłam do niego i wyświetliła mi się informacja, że jest nieczynny. Podjęłam więc kolejne kroki, które przyszły mi do głowy, rozglądnęłam się za jakimś pracownikiem, który mógłby mi ten bilet sprzedać, nikogo takiego nie było. Weszłam na internetową stronę WKD żeby kupić bilet online, dowiedziałam się, że w tym celu potrzebuję pobrać aplikację. Aplikację pobrałam i w momencie rejestracji w wyżej wymienionej aplikacji podszedł do mnie kontroler prosząc o bilet, powiedziałam mu, że właśnie jestem w trakcie jego kupowania przez aplikację. Pokazałam mu w telefonie, że próbuje się zarejestrować. On na to, że widział jak przeskakuję z wagonu do wagonu, najwidoczniej kombinując i uciekając przed nim. Wytłumaczyłam mu sytuację, że przeszłam w celu kupienia biletu, bo w poprzednim przedziale nie było automatu do sprzedaży biletów, a w tym okazało się, że nie działa, dlatego w tym momencie ten bilet staram się kupić przez aplikację. Żadne argumenty jednak wydawały się do kontrolera nie docierać, kazał mi się wylegitymować i zgłosić reklamację od wystawionego wezwania (czyli mandatu). W tym momencie w przedziale podniósł się tumult, pasażerowie zaczęli zwracać się do kontrolera, żeby pozwolił mi dokończyć zakup biletu. Kontroler jednak był nieprzejednany. Skończyło się wystawionym mandatem.
Zaistniała sytuacja kosztowała mnie wiele nerwów. Byłam wściekła i smutna, bo poczułam się niesprawiedliwie oceniona. Nie zostałam potraktowana jako drugi człowiek, tylko jak punkt w instrukcji do odhaczenia. Nie było miejsca na dyskusję, czy racjonalne argumenty. Czułam się jak wpędzona w pułapkę.
Po zaistniałym wydarzeniu przez pół godziny płakałam ze wściekłości próbując się uspokoić. Nie chodziło o sam mandat, bo gdybym z premedytacją nie kupiła biletu i dostała mandat pogodziłabym się z losem, jestem też w takiej sytuacji finansowej, że opłacenie mandatu, nie zuboży nadto mojego gospodarstwa domowego, chodziło o poczucie niesprawiedliwości, które mnie ogarnęło.
A przemyślenia pojawiły się później, bazując na tym jak ta cała sytuacja na mnie podziała. Zupełnie wyprowadziła mnie z równowagi, musiałam rozpoznać w sobie wściekłość, która mnie ogarnęła i dać jej upust poprzez trzęsienie i płacz. Na szczęście jestem na takim poziomie rozwoju w którym potrafię rozpoznać uczucia mną ogarniające i równocześnie potrafię w zdrowy sposób dać im ujście. A co z ludźmi, którzy znaleźli się w takiej sytuacji, a nie mają narzędzi, które pozwalają im na taką pracę z emocjami, co jeśli jest to jakiś młody człowiek, co jeśli do takiego gwałtownego stresu dochodzą inne codzienne problemy, co jeśli będzie się bał powrotu do domu? Po jakie narzędzie sięgnie, żeby złagodzić powstały stres? Papierosy? Alkohol? Narkotyki?
Może demonizuję, ale opieram się tylko na własnych odczuciach i próbuję rozciągnąć to na szerszą skalę. Czy takie następstwa zdarzeń powinny być skutkiem działania służby porządku publicznego? Czy wykonując tego typu zawód nie powinno się być otwartym na czynnik ludzki?
No i nasuwa się pytanie, no dobra, ale czego właściwie oczekujesz, przecież kontroler po prostu wykonuje swoją pracę. Oczywiście, tak, ale jest różnica pomiędzy wykonywaniem obowiązku a zwróceniem uwagi na drugiego człowieka. A co gdybyśmy wyobrazili sobie taką sytuację, podchodzi do mnie kontroler, tłuczę mu zaistniałą sytuację, a on mi mówi, dobrze, to ja skończę sprawdzać ten przedział i wrócę do Pani, może uda się już wtedy zalogować w aplikacji i kupić bilet, jeśli nie, to może pomogę się w tym odnaleźć. Czy ktoś by w takiej sytuacji stracił? On zachowałby się jak człowiek, nie uchybiając obowiązkowi, ja nie byłabym obciążona ogromnym bagażem dodatkowego stresu.
A idąc dalej, może wyobrazić sobie sytuację, kiedy, ktoś nie ma biletu, a kontroler najpierw pyta się go dlaczego. No ok, nie żyjemy w idealnym świecie, ale czy nie powinniśmy się wspólnie starać, żeby był trochę lepszy.
Pozostawiam do rozważenia.
Portal Warszawski