Wiecie Państwo co to jest Clean Cities? To taka ciekawa organizacja, która namawia do bycia bardziej radykalnym w eko. Bo mamy jedną planetę, planeta się gotuje, zmiany klimatyczne… wiecie…rozumiecie. Aha, no i są to niezłe pieniądze.
Zacznijmy od tego;
Negatywne skutki natężonego ruchu i korków są najbardziej widoczne w miastach. Zanieczyszczenie powietrza, pochodzące głównie z pojazdów z silnikami wysokoprężnymi (diesel), stanowi zagrożenie dla zdrowia publicznego i jest odpowiedzialne za około 300 000 przedwczesnych zgonów w całej Europie każdego roku i 50 000 zgonów w Polsce. Sektor transportu drogowego jest także jednym z największych źródeł emisji gazów cieplarnianych powodujących globalne ocieplenie. Chcemy, aby europejscy przywódcy projektowali miasta przyszłości przyjazne dla życia. Chcemy wzrostu liczby stref czystego transportu, stref o niskim natężeniu ruchu, chcemy, aby na całym kontynencie powstawały Szkolne Ulice z przestrzenią bezpieczną dla dzieci i wolną od samochodów. Działamy na rzecz usunięcia z miast najbardziej trujących samochodów (https://poland.cleancitiescampaign.org/o-nas/).
Aha. Ale… „We’re campaigning to get polluting cars out of cities”. A po polsku: „Prowadzimy kampanię na rzecz usunięcia zanieczyszczających środowisko samochodów z miast”. Jest pewna różnica, prawda? U nas najbardziej trujących, tam chyba wszystkich. Niby nic, ale naszym zdaniem to celowa prowizorka. Ciekawie tez wyglądają tzw. partnerzy owej organizacji. Wchodząc w zakładkę: https://cleancitiescampaign.org/our-partners/ wybieramy Polskę. I cóż tam widzimy?
Ano naszych nielobbystów:
– rodzicwmiescie z Warszawy
– POLISH ECOLOGICAL CLUB z Krakowa
– Heal Polska z Brukseli 🙂
oraz
– Fundacja Promocji Samochodów Elektrycznych.
O co zatem chodzi?
„27 międzynarodowych koncernów zwróciło się w otwartym liście do Unii Europejskiej, w sprawie wprowadzenia zakazu sprzedaży samochodów z silnikami spalinowymi. „ Czyli rozumiecie, najwięksi producenci chcą abyście zaczęli kupować samochody elektryczne. Nie dla siebie ale dla planety. I nie dla koncernów. Potrzebna będzie wymiana całej floty aut cywilnych, służbowych, ciężarówek, dostawczaków do 2035 roku abyśmy uratowali gotująca się jedną planetę. Oczywiście o kosztach dla zwykłych obywateli jakie poniosą w to zaangażowane się nie mówi. A że koszty produkcji są wysokie, nie każdego będzie stać na pojazd.
Dlatego tak od lat różne odcienie zielonych, jak widać wspierane przez potężne koncerny dzielnie lobbują za carsharingiem.
(https://cleancitiescampaign.org/thank-you-for-sharing/). Na koniec warto wspomnieć, że w sprawie tej grubo coś bardzo brzydko pachnie: https://ikol.pl/jak-produkuje-sie-baterie-do-samochodow…/
Produkcja baterii pochłania zasoby bardzo rzadkich metali, które powoli się kończą, a ich odzyskiwanie jest bardzo trudne. Najwięcej fabryk znajduje się w Azji. Liderami są CHINY (podkreślenie AW) (…) Efektem ubocznym produkcji akumulatorów do samochodów nisko-emisyjnych jest wysoki koszt produkcji, a także niszcząca środowisko eksploatacja oraz utylizacja baterii.
Jednym z najbardziej niekorzystnych oddziaływań na środowisko naturalne jest pozyskanie litu, niklu i kobaltu oraz innych metali takich jak miedź czy aluminium. Ważnym aspektem jest tutaj sama eksploatacja baterii, wykorzystywanych w samochodach elektrycznych. Od razu pojawia się wątpliwość, czy samochody elektryczne eksploatowane w takich krajach jak Polska, są naprawdę eko.
W Polsce ponad 90% energii potrzebnej do zasilania samochodu elektrycznego pochodzi z elektrowni, które są opalane węglem kamiennym i brunatnym. Kiedy więc spalany jest węgiel, do atmosfery uwalniane są takie same gazy, jak te produkowane przez pojazdy spalinowe. Ile więc w tym wszystkim jest ekologii?
Chyba niewiele, zwłaszcza kiedy dołożymy do tego sposób produkcji oraz pozyskiwania materiałów.
za; ActivistWatch
Portal Warszawski