Na łamach Portalu Warszawskiego publikujemy demokratycznie (od lewa do prawa) opinie mieszkańców, specjalistów, radnych, blogerów, i innych. Dziś publikujemy opinię Piotra Celeja, przewodnika.
Aktywiszcza (-o, -a, -e , -ae, -um) z Ostatnie Pokolenie dewastują z okazji Dnia Kobiet pomnik warszawskiej Syrenki. Pomnik będący nie tylko symbolem polskości, ale i kobiecej siły
Podczas jednego z moich spacerów historycznych przy okazji wizyty na grobie Krystyny Krahelskiej życzyłem sobie, by stała się ona jednym z wzorców dla polskich kobiet. Harcerka, etnografka, miłośniczka przyrody, poetka, żołnierz Armii Krajowej i autorka jednej z najpopularniejszych piosenek Polski Walczącej: „Hej, chłopcy, bagnet na broń!”, kobieta o wspaniałym, otwartym umyśle i pięknej duszy. Dlaczego wspominam o Krahelskiej? Bowiem to ona zapozowała do warszawskiej syrenki – jakżeby inaczej – wybitnej kobiecie – Ludwice Nitschowej.
Wzorcami dla młodych warszawianek stały się jednak nie prof. Ludwika Nitchowa i Krystyna Krahelska, lecz… aktywistyczna młodzież, która również czerpie wzorce z kultury i mamy tu do czynienia z nawiązaniem do wydarzeń z 1914 roku, gdy sufrażystka o imieniu Mary Richardson, dokonała aktu protestu, niszcząc obraz Diego Velazqueza zatytułowany „Wenus przy lustrze (Rokeby Venus)”. Jej działania były formą sprzeciwu przeciwko represjom wobec innej aktywistki walczącej o prawa kobiet. Zarówno ten akt, jak i późniejsze oblaniem obrazu van Gogha, łączyła podobna motywacja: silne przekonanie o konieczności zwrócenia uwagi opinii publicznej na lekceważone problemy. Również w tej samej galerii później doszło do incydentu z oblaniem zupy na dzieło Vincenta van Gogha.
Incydenty te miały zwrócić uwagę na fakt, iż połowa społeczeństwa nie może nawet… zagłosować w wyborach. Obecnie zaś dewastacje dzieł sztuki stały się sposobem na nadanie sensu swojemu życiu młodzieży – życie w zgodzie z ideami, wyrażenie swojego nastoletniego buntu. Nie walczą jednak w imieniu żadnej grupy społecznej, nie reprezentują nikogo, oktrojując się jako obrońcy planety. Bez wątpienia problem zmian klimatycznych jest bardzo istotny, chociaż nie jesteśmy w stanie jako ludzkość na niego znaleźć holistycznego rozwiązania. Wykorzystywanie jednak pretekstu klimatycznego do zwyczajnej dewastacji to jednak o krok za dużo.
W przeciwieństwie do sufrażystek aktywiści nie mają żadnej legitymizacji społecznej i ich akcja to zwykły wandalizm, nie mający nie tylko stworzonej prakseologii swojego działania, ale i możliwej do zdobycia nagrody. Jaki miałby być oczekiwany efekt? Nawet w przypadku zaprzestania używania żarówek, węgla, czy ropy w Europie – nie będzie to miało większego znaczenia. Decydując się na działanie które nie może mieć spercyzowanego celu, niezależnie od przesłanek, aktywiści pokazali, że nie jest ważne dla nich celowe działanie, lecz – zwyczajne „darcie japy”. Tu bowiem nie trzeba się szkolić w inżynierii wodnej, by np. złożyć grant o małą retencję, nie trzeba wykonywać oceny środowiskowej do postawienia fermy wiatrowej w ramach funduszy wsparcia społęczności lokalnej. Nie trzeba wiedzy, merytoryki, nic.
Wystarczy rozdziabiona „MORDA”. Tylko, że z niej dla planety nic nie wynika, a wręcz przeciwnie – panie z Ostatniego Pololenia zachęcają do ekologii jak Ordo Iuris do świętości sakramentu małżeńskiego.
A biografię Krahelskiej i innych wspaniałych Polek polecam czytać i się inspirować. Działa.
za: Piotr Celej
Portal Warszawski