Na stronie Lekcjareligii.pl (ewidentnie lewicowej, prześmiewczej i dyskredytującej wiarę i kościół katolicki) pojawił się bardzo ciekawy mini reportaż o feminatywach na Powązkach. Trudno nie zgodzić się z autorem tego tekstu.
Wybrałem się wczoraj na najstarszy czynny warszawski cmentarz – Powązki, żeby szukać lewactwa i tych wszystkich „utworzonych na siłę” słów na nagrobkach
Groby zazwyczaj podają tylko imię, nazwisko i daty zmarłego czy zmarłej. Bywa jednak, że znajdziemy o nich coś więcej. Kobiety przez długi czas nie miały zbyt dużych możliwości rozwoju. Przy nich pojawia się najczęściej informacja, że były babkami, matkami, córkami, czy żonami. Na XIX-wiecznych grobach często widać informację o tym, że kobieta była np. „żoną dr med”, „wdową po urz. Banku Polskiego”, „żoną podpułkownika”. Jakby całe ich życie określał mężczyzna.
Nawet jednak w takich przypiskach możemy znaleźć ciekawe formy np. „JW Ewa z Hrabiów Chreptowiczów Brzostowska” została opisana jako „Marszałkowa Guberny Wilensky Starościna Mińska” – czyli żona marszałka i starosty. Dziś „starościna” jest używana jako po prostu żeński starosta (sam się spotkałem z tym np. na studiach, ale też używa się tego tytułu w kontekście dożynek, którym przewodniczy starosta i starościna właśnie; nie wiem, czy obecnie jakieś żeńskie przewodniczące powiatu używają tego określenia).
Czasem na najstarszych grobach na jakie trafiłem były kobiety podpisane tytułami szlacheckimi – „księżna”, „hrabina” czy też innymi określającymi status – np. „obywatelka m. Warszawy”, „obywatelka ziemska”, „właścicielka dóbr”. Pojawiały się określenia sióstr zakonnych np. „kanoniczka” czy „xieni” – przewodnicząca zakonu.
W późniejszych latach, pod koniec XIX wieku i w dwudziestoleciu międzywojennym, kobiety zyskały więcej możliwości. Najpierw mogły wyrobić sobie własne nazwisko głównie jako „aktorka”, „artystka”, „śpiewaczka”, „rzeźbiarka”, „literatka” czy „pisarka” etc. Groby czasem stawiali im ich fani, jak w przypadku Anieli Wyrwiczównej podpisanej jako „art. dram. sceny polskiej”. Tutaj feminatyw ukrył się nam w skróceniu, ale pod spodem podpisano: „publiczność łódzka – swojej ULUBIENICY”. Potem było coraz lepiej, znalazłem „dypl. pielęgniarki”, „nauczycielki”, „uczennice”, „absolwentki”, „harcerki”, „kompozytorki”, „lekarki”, „tłumaczki”, „działaczki”.
II wojna światowa i inne zawieruchy z kolei sprawiły, że pojawił się nowy sort kobiet: „uczestniczka powst. warsz.”, „obrończyni Lwowa”, „patriotka”, „zesłanka”, „działaczka emigracyjna”, „ofiarna Polka”, „niezłomna patriotka”, „łączniczka”, „sanitariuszka”. W czasie PRL podejście do feminatywów ewidentnie się zmieniło. Pojawiały się one, ale rzadko, niekonsekwentnie. Czasem ta sama kobieta mogła być określana „harcerką Szarych Szeregów”, ale już „filozofem”, „pielęgniarką”, ale „żołnierzem”.
Po czasach PRLu widać lekki powrót do feminatywów. W jednej rodzinie zmarła w 2002 roku jest „architektem”, ale jej siostra (prawdopodobnie) w tym samym grobie pochowana w 2022 jest już „lekarką”, kilka grobów obok, kobieta zmarła w 1992 roku jest tymczasem „doktorem medycyny”. Przetrwały w pełni zfeminizowane zawody w trzech grupach: gdzie pracują zazwyczaj kobiety, różnego rodzaju artystki, inne niskoprestiżowe – których na nagrobkach raczej się nie znajdzie.
Powtarzam więc z całą stanowczością – reject modernity, embrace tradition – porzućmy nowomowę PRL i wróćmy do klasycznego, konserwatywnego, sfeminizowanego przedwojennego języka polskiego!
To nie jest praca naukowa, sprawdziłem tylko niewielki wycinek Powązek, nie twierdzę, że opisany trend na pewno jest zgodny z rzeczywistością i pokrywa się w 100% z nagrobkami na całym cmentarzu. To moja luźna obserwacja na podstawie kilku godzin spaceru. Myślę, że to fajna rzecz dla kogoś na magisterkę czy coś, jeśli podejmie się pełnego sprawdzenia wszystkich grobów.