24 grudnia 1948 r., w wigilijne popołudnie, funkcjonariusze UB aresztowali Janka Rodowicza ,,Anodę”

76 lat temu, 24 grudnia 1948 roku w wigilijne popołudnie funkcjonariusze Urzędu Bezpieczeństwa aresztowali Janka Rodowicza ,,Anodę” – wielkiego żołnierza, patriotę i wspaniałego człowieka. Nie zdążył zasiąść do wigilijnego stołu wraz ze swoimi bliskimi…..nie zdawał sobie sprawy, że to jego ostatnie święta.

Potem zabrano go na Koszykową

Według oficjalnej wersji komunistycznych władz, obowiązującej w PRL, niespełna 26-letni Jan Rodowicz „Anoda” odebrał sobie życie, wyskakując z okna gmachu MBP, korzystając z nieuwagi oficera śledczego. Jego śmierć równie dobrze można było jednak upozorować na samobójstwo, a samego bohatera „Kamieni na szaniec” – zakatować w pokoju przesłuchań. Co wydarzyło się 7 stycznia 1949 roku w Warszawie przy ul. Koszykowej? „Otworzyłem drzwi i wszedłem pierwszy do pokoju. Jan Rodowicz wszedł za mną, biegiem wskoczył na parapet otwartego okna i wyskoczył. Okno było dwuskrzydłowe (…), otwarte na oścież. Do okna nie podchodziłem, ponieważ zdawałem sobie sprawę, że (…) poniósł śmierć. Zawiadomiłem sekretariat o tym samobójstwie. Tragedią tą byłem wstrząśnięty; dygotałem” – zeznał po latach por. Bronisław Kleina, który przesłuchiwał Rodowicza w dniu jego tajemniczej śmierci.

Gdy w 1991 roku podjęto się zbadania sprawy tajemniczej śmierci bohatera Szarych Szeregów (śledztwo wszczęte przez Główną Komisję Badania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu, umorzone w 1994 roku i wznowione rok później przez Prokuraturę Wojewódzką w Warszawie), kluczową postacią był właśnie Kleina, były funkcjonariusz PRL-owskiego aparatu represji, przedstawiany jako jedyny świadek ostatnich chwil życia „Anody”.

Jak wspominał, Rodowicz miał odebrać sobie życie w błyskawicznym tempie, co uniemożliwiło jakąkolwiek reakcję ze strony przesłuchującego. „Anoda” ponoć nie miał szans na przeżycie, spadł z IV piętra na betonowy chodnik, a wskutek uderzenia – zapisano w dokumentacji lekarskiej – nastąpił krwotok z tętnicy głównej. Tak skończyć miał żołnierz słynnego Batalionu „Zośka”. A jeśli to komuniści pozbawili go życia?

Istnieją przesłanki wskazujące, że samobójstwo Rodowicza zostało sfingowane, a proceder służył zatarciu śladów prawdziwej przyczyny śmierci przesłuchiwanego. Znając metody „pracy” oficerów śledczych z ubeckich katowni, łatwo wyobrazić sobie taką możliwość. O wiele trudniej jednak odtworzyć ostatnie chwile życia bohatera, który mógł zostać uśmiercony na wiele sposobów.

Zginął od kuli?

Jedna z hipotez, forsowana swego czasu przez byłego AK-owca Bogusława Bosiackiego, mówi o zastrzeleniu „Anody” po uprzednim zastosowaniu wobec niego brutalnych metod śledczych. Odgłosy strzałów miał słyszeć właśnie Bosiacki, rzekomo przesłuchiwany w jednym z sąsiednich pokojów. Jak relacjonował w 1995 roku, w pewnym momencie śledczy Kleina wybiegł na korytarz, po czym – wyraźnie podekscytowany – w niewybrednych słowach przyznał się do zastrzelenia „Anody”. Relacja Bosiackiego nie wydaje się wiarygodna, bo brak dowodów na jego pobyt w areszcie MBP przy ul. Koszykowej. Teorię o zastrzeleniu byłego powstańca wspiera natomiast powojenne świadectwo Anny Rodowicz, żony bratanka ojca „Anody”, lekarki, która przeprowadziła pobieżną obserwację zwłok krewnego przed jego drugim pogrzebem na Powązkach, w marcu 1949 roku.

Po otwarciu trumny nie stwierdziła żadnych obrażeń typowych dla upadku ze sporej wysokości (złamania kości kończyn, czaszki, urazy wewnętrzne), natrafiła natomiast na bliżej nieokreślony ślad za uchem, wskazujący, jej zdaniem, na postrzał w tył głowy. Wersja ta, w toku oględzin szczątków Rodowicza dokonanych w kwietniu 1995 roku przez lekarzy medycyny sądowej, nie została jednak potwierdzona. Inna sprawa, że dysponowali oni jedynie niekompletnym szkieletem bohatera.

Jest jeszcze jeden trop, wskazujący jakoby „Anoda” zginął od kuli – to relacja jego krewnej, Leonardy Rodowicz, w latach 60. pracownicy Centralnego Archiwum MSW, która podczas jednej z kwerend miała natrafić na teczkę osobową „Anody”, w której rzekomo znalazła informację, jakoby został „zastrzelony podczas próby ucieczki”. Świadectwo to nie wytrzymuje jednak konfrontacji z faktami – po teczce nie ma śladu, a krewna „Anody” mogła dotrzeć jedynie do materiałów, które dziś nie stanowią już dla historyków tajemnicy.

 


▶️ Prosimy o wsparcie, w tym świątecznym czasie,  Portalu Warszawskiego, w pełni niezależnego stołecznego tytułu, który od lat prawdziwie służy warszawiakom i Warszawie. Możesz nam się odwdzięczyć za naszą służbę i i postawić nam kawę: https://buycoffee.to/portalwarszawski

Lub skorzystać bezpośrednio z konta o numerze: 61102049000000890231388541


za; IPN

Portal Warszawski. O krok do przodu

Wspieraj niezależne warszawskie media.

Dzięki Tobie możemy pełnić naszą misję

Konto do wpłat: 61102049000000890231388541

w tytule wpłat: Darowizna

Przeczytaj również

Logotyp Portal Warszawski
Kontakt

Ostatnie atykuły