[TYLKO U NAS] Niezwykła historia kultowego rodzinnego domu przy Górczewskiej 90
Mieszkamy w przedwojennym domu przy ulicy Górczewskiej. W domu zbudowanym na początku lat trzydziestych przez dziadków mojej Żony – pisze Janusz Borodziński, który zaprzyjaźniony jest z naszą redakcją. Usiądźcie wygodnie i poznajcie historię ostańca, który zna każdy warszawiak.
Nie jest wykluczone, że jesteśmy na Woli rodziną która najdłużej mieszka w jednym miejscu
Do dziadków należało drugie co do wielkości (po Ulrichach) gospodarstwo ogrodnicze na Woli. Niestety pod sam koniec budowy dziadek zmarł więc nie wszystko zostało wykończone. A potem w 1939 spłonął cały strych, w 1945 roku spłonęły piwnice i parter – zimą 1946 roku dom wyglądał tak:
Mieszkamy przy Górczewskiej 90, to taki przedwojenny dworek na tyłach przystanku autobusowego pomiędzy Ciołka a Księcia Janusza. Dom został zbudowany w latach 30 przez dziadków mojej Żony, Annę i Romana Hołdaków i postawiono go na gruncie który do rodziny Hołdaków należał w sposób udokumentowany od 1865 roku (carskie nadania uwłaszczeniowe po powstaniu) a więc pewno jeszcze wcześniej. Dom postawiono na terenie bardzo wzorcowego gospodarstwa ogrodniczego (3.3ha) ciągnącego się wąskim pasem od Górczewskiej aż do Obozowej. Rodzina Hołdaków była bardzo zamożną rodziną ogrodniczą, wykształconą w Niemczech, brat pradziadka żony ufundował grunt pod kościłł na Wolskiej.
Nie jest wykluczone, że jesteśmy na Woli rodziną która najdłużej mieszka w jednym miejscu. Anna Hołdak pochodziła z rodziny Boczkowskich, do których należały praktycznie całe Odolany i spora część Skoroszy. Gospodarstwo Stanisława Boczkowskiego, brata babci w Skoroszach było tzw. wzorcowym gospodarstwem ogrodniczym (przed wojną przyjeżdzały do niego wycieczki z Europy). A zajmowało drobne 60ha. Cóż nam zostało z tych lat… komuna, dekret Bieruta i temu podobne sprawy zrobiły swoje. Babcia Żony walczyła dzielnie, miała wynajętych prawników, więc finalnie udało jej się ocalić dom od wyburzenia (w jednej z wersji miał na jego miejscu stanąć komisariat). Zostawiono jeszcze działkę za domem, w roku 2000 udało nam się jeszcze odzyskać pas 2 m szerokości pomiędzy domem a Górczewska. Finalnie pełną własność dostaliśmy niedawno, można powiedzieć, że po prawie 70 latach zmagań. Odolany zabrano Boczkowskim w całości, jedynie Skorosze częściowo ocalały i finalnie kuzyni sprzedali je deweloperom. W roku 2009 Uchwałą Rady Miasta dom przy Górczewskiej 90 został objęty ochroną konserwatorska i wpisany później do gminnej ewidencji zabytków (ID 00020056, Lp. 9349)
Z dawnych czasów zostało nam bardzo dużo (około 1000) zdjęć oraz dokumentów. Wszystko mam pracowicie zeskanowane, wyczyszczone z uszkodzeń spowodowanych przez czas, chętnie bym to komuś udostępnił. Mam również bardzo ciekawe przedwojenne mapy obszaru Koło. Historia rodziny żony ze strony Babci jest bardzo ciekawa i dużo można by na ten temat opowiadać. Babcia Anna Hołdak była jednym z pięciorga dzieci Katarzyny Boczkowskiej z domu Sitek. Na ścianie wisi u nas zdjęcie rodzinne z 1908 roku zrobione przed domem rodzinnym w Odolanach. W środku siedzi matka Katarzyny Magdalena Sitek, obok niej dwie córki (Katarzyna i Stefania Markert) z mężami i dziećmi, w sumie ok. 20 osób.
Udało nam się zlokalizować wszystkie groby rodzinne, w większości jest to cmentarz na Woli. Z ciekawostek: – Zygmunt Markert, syn Stefanii był przed wojną sędzią, w czasie wojny w AK, Virtuti Militari, ulica jego imienia jest w Ursusie, zginął zaraz po powstaniu – Józef Paweł Boczkowski, syn Katarzyny Boczkowskiej skończył ASP w Krakowie, był dość znanym przed wojną malarzem i rzeźbiarzem. Praktycznie wszystko co stworzył spłonęło w pracowni na Ochocie w 39 roku Teraz trochę o okresie wojennym: Anna Hołdak mieszkała przy Górczewskiej 90 z dwoma córkami – młodszą Anną o której już wspomniałem (ciocia mojej Żony, ur. 1930) i starszą Romaną (mama Żony, ur. 1919, do 39r skończyła 3 lata farmacji na UW, dokończyla po wojnie). Dziadek Żony, mąż Anny, Roman Hołdak zginął tragicznie w czasie prac przy wykańczaniu budynku na Górczewskiej 90. Tragedie prześladowały zresztą rodzinę, w 29 roku, najstarszy syn Romana i Anny Stanisław (13 lat) utonął w trakcie kąpieli w gliniankach przy obecnej Czorsztyńskiej. Ciotka żony, Anna żyje, mieszka w Ożarowie i mimo swoich 85 lat cieszy się doskonałą pamięcią. W trakcie walk w 1939 w sąsiedztwie spadła bomba, dach i strych domu zostały spalony, w trakcie okupacji dach zrobiono ponownie, ale pokoi na strychu już nie odbudowano. Zresztą dom, z uwagi na śmierć Romana, nie był chyba w pełni wykończony, w tej chwili nas głównym wejściem jest taras z tralkami.
Taras był, ale tralki przeleżały 70 lat w piwnicy i zainstalowałem je dopiero w 2000r. Katarzyna Boczkowska, matka Anny Hołdak w latach 40 była już wdową (urodziła się w 1862 roku). Czas spędzała u swoich dzieci, u każdego pomieszkując po kilka tygodni.Pod koniec lipca 1944 roku zawitała na Górczewską 90 do córki Anny. Przez pierwsze dni powstania panował tutaj spokój, ale 7 sierpnia rozpoczęło się wysiedlanie wszystkich z tych terenów. Coś na kształt punktu segregacyjnego było w okolicach obecnego skrzyżowania Wolskiej i Prymasa. Oddzielano tam starszych i dzieci od dorosłych. 14 letnia Anna zaczęła tak płakać, że jeden z Niemców zlitował się i pozwolił jej zostać z matką i siostrą. Oddzielono 82 letnią Katarzynę Boczkowską i już jej nikt nigdy nie widział. Grób symboliczny jest na cmentarzu Wolskim, prawdopodobnie zginęła w masowej egzekucji na terenie kościoła przy Wolskiej.
Brat Anny Stanisław mieszkający w Skoroszach dowiedział się od Niemców o planowanej wywózce. Wysłał bryczkę po matkę, siostrę i jej córki, bryczka spóźniła się podobno kilkanaście minut. Annę z córkami załadowano do pociągu. Udało jej się przekupić konwojenta i wypuszczono je w okolicach Mszczonowa gdzie mieszkały do maja 45 roku. Z rodziną która je przygarnęła utrzymywane były przez wiele lat bliskie kontakty Po powrocie zastały dom kompletnie wypalony. Pożar musiał wybuchnąć w piwnicy, gdyż szyny w stropie Kleina pomiędzy piwnicą i parterem powyginały się od ognia. Przez wiele lat mówiło się, że dom spłonął w trakcie Powstania. Moim zdaniem nie do końca jest to prawda, kilkanaście lat temu rozmawiałem przed domem ze starszym panem, który opowiadał, że widział jak w lutym bądź marcu 45 Rosjanie wyprowadzali z piwnicy domu ukrywających się Niemców. Mama Żony była jak już wspomniałem była farmaceutką, zmarła w 1985 roku. Ojciec Józef Żychliński, przedwojenny oficer i inżynier budowniczy urodził się w okolicach Babic, spędził okupację w oflagu, po wojnie pracował w zawodzie. Na zakończenie (bo już przynudzam), jeżeli pójdzie Pan do parku Szymańskiego to na środkowej wielkiej przestrzeni rośnie kilkanaście drzew w dwóch równych szeregach. To pozostałość po ogrodzie cioci mojej żony ze strony ojca, p. Moszyńskiej. Taka była wersja, ale cztery lata temu poznaliśmy prawdę.
Ciocia Ania właśnie dzisiaj (22 listopada 2022 rok) skończyła 92 lata. Ma się dobrze.