[LEKTURA OBOWIĄZKOWA] Słudzy Zła – o wybitnej szkodliwości tzw. miejskiego aktywizmu
Nie zobaczycie ich jak posługują bezdomnym, biednym, pokrzywdzonym. Parę dni temu likwidowano „Spichlerz” – miejsce dla biedniejszych mieszkańców Warszawy, którzy za 50% mogli kupować jedzenie! Czy pojawił się tam Śpiewak, Mencwel, Łuczak, Szczepańska? Nie, bo poza może Śpiewakiem, oni po prostu ludźmi gardzą – tak do trzewi, autentycznie. To typowa cecha autentycznego awansu społecznego, który uznał, że ma prawo decydować o naszym życiu. Jako, że to jest jedyne co mają – społeczny awans – będą się tego kurczowo trzymać i szybko z łap tego złotego rogu nie wypuszczą. Na nieszczęście ogólnie pojętego społeczeństwa. Nie ma nic gorszego jak czerwoni parweniusze!
Początki
W maju 2021 roku uzurpatorzy z Miasto Jest Nasze zorganizowali żenującą „konferencję” dotyczącą zmian na Placu Zbawiciela. Razem ze stowarzyszeniem Lubię Miasto, i czytelnikami Portalu Warszawskiego, byliśmy na tym pożal się śmiesznym wydarzeniu. Okazuje się, że chałupnicze badanie oparte na długopisie i notesie (Mencwel sam się nawet tym chwalił) ma stanowić wyjście do chęci zniszczenia tego pięknego, historycznego placu. Miejscy aktywiści jak zwykle wzywają między innymi do porzucenia samochodów i zastąpienia ich innymi, alternatywnymi środkami transportu – głównie rowerami. Do tego dochodzi wielkiej pierzei ulic, tylko po to aby między Placem Unii Lubelskiej a Placem MDM (Konstytucji) zrobić deptak – w centrum 2 milionowego miasta! Ale to o czym mowa poniżej dotyczy każdego aktywizmu – eko, na granicy itd. Aktywizm tutaj należy traktować jako esencja Zła!
W niezbadanych zasobach Internetu, a w szczególności w mediach społecznościowych pod ponad dekady swoje tezy głoszą tzw. miejscy aktywiści. W swoich hasłach ludzie ci wzywają między innymi do porzucenia samochodów i zastąpienia ich innymi, alternatywnymi środkami transportu – głównie rowerami. To jedno z haseł jakże przypominające hasła rewolucji sprzed stu lat. W imię społecznego dobra głoszą konieczność zwężania dróg wewnątrz miast, likwidacji miejsc parkingowych czy podnoszenia opłat za ich użytkowanie.
Początków tzw. miejskiego aktywizmu w Polsce, będącego zupełnie innym zjawiskiem niż to, którego konsekwencji mieszkańcy dużych polskich miast typu Warszawa, Kraków, Poznań czy Łódź muszą obecnie doświadczać, należy doszukiwać się w latach dwutysięcznych. Polska w dniu1 maja 2004 roku na mocy traktatu akcesyjnego z Aten przystąpiła do Unii Europejskiej, a w konsekwencji został uruchomiony intensywny proces inwestycyjny, połączony z wejściem w życie nowej ustawy o planowaniu przestrzennym. Zmiany w lokalnych planach zagospodarowania przestrzennego na terenie miast wraz z kolejnym etapem ich przemian urbanizacyjnych, spowodowane napływem funduszy z UE, wywołały otwarcie nowej platformy dla działalności miejskich społeczników. Początkowo aktywizm miejski, był ruchem w większości oddolnym i skupiającym się na autentycznej chęci poprawy jakości życia mieszkańców metropolii. Miejscy Aktywiści, za wyjątkiem kilku radykalnych i absolutnie marginalnych ówcześnie grup, walczyli słowem i czynem o ogólnie rozumiany interes mieszkańców, poprzez organizowanie spotkań, manifestacji oraz zbieranie podpisów pod petycjami.
Sytuacja zaczęła zmieniać się po roku 2010, kiedy do głosu zaczęły dochodzić grupy tzw. nowej fali aktywizmu miejskiego, zdecydowanie bardziej radykalne od poprzedników, a ponadto bardzo często powiązane z konkretnymi grupami interesów lub pośrednio ze światem polityki formatu krajowego. Nowi aktywiści miejscy wywodzący się często z nieformalnych środowisk miłośników źle rozumianej ekologi (w przeważającej części z komunistycznych domów) zaczęli od kampanii nienawiści, której twarzą jest niezmiennie Jan Mencwel, który chciał 1000% za parkowanie samochodów w Warszawie. Idąc ich tokiem rozumowania, zarówno w przypadku Warszawy, jak i innych większych miast Polski, wrogami stali się przede wszystkim użytkownicy aut osobowych, dostawczych, kurierzy oraz przedstawiciele branż i zawodów, wymagających codziennego użytkowania samochodów. Kierowców zaczęto oskarżać o powodowanie zanieczyszczeń powietrza pod postacią smogu, zwiększanie ilości wypadków z udziałem pieszych i rowerzystów, degradację terenów zielonych poprzez nielegalne parkowanie oraz zahamowanie przemiany miast w zielone przestrzenie. Po wskazaniu już swojego – wroga klasowego, rozpoczęli oni bezpardonową walkę zarówno na polu propagandowym, jak i urzędowym z kierowcami. Stosują przy tym sfałszowane dane, manipulacje, kłamstwa donosy, systemową nienawiść. Przy tym wszystkim to chyba jedna z najbardziej niedouczonych grup społecznych, i co gorsza korzystająca z miejskiej kasy!
Uważają, że żyjąc w dużym mieście mają do wypełnienia iście cywilizacyjną misję uczynienia centrów aglomeracji wolnymi od samochodów, które ma zastąpić komunikacja zbiorowa oraz przede wszystkim – rowery. Domagają się zwężania istniejących już dróg, likwidacji parkingów lub znacznego podniesienia opłat za ich użytkowanie. W swoim toku rozumowania kierują się zazwyczaj przestarzałym i obalonym licznymi badaniami, pochodzącym jeszcze z lat 70 – tych XX wieku twierdzeniem Lewisa-Mogridge’a o konieczności zwężania dróg w celu zwiększenia przepustowości ruchu zmotoryzowanego w miastach. W walce często ingerują w życie prywatne mieszkańców miast, utrudniają wykonywanie prac pewnym grupom zawodowym, nagrywając ich zachowania bez zgody, a często też wiedzy osoby nagrywanej oraz publikują je w Internecie na różnego rodzaju portalach społecznościowych.
W przeciwieństwie do społeczników z początku XXI wieku, obecni działacze nie interesują się już prawdziwymi problemami mieszkańców, a tym bardziej nie próbują im przeciwdziałać. Zamiast tego koncentrują się na sztucznym i absolutnie nikomu niepotrzebnym antagonizowaniu mieszkańców przeciwko sobie, tworząc odpowiedni klimat dla prowadzenia swojej działalności. Dodatkowo warto zauważyć, że ludzie Ci swoim postępowaniem nie wnoszą niczego pozytywnego dla lokalnych społeczności, a prowokują jedynie do zachowań negatywnych, często społecznie nieodpowiedzialnych. Pozostaje mieć tylko nadzieję, że mieszkańcy miast obudzą się i któregoś dnia ich wszystkich pogonimy, mimo iż mają wielkie wsparcie tytułów prasowych, w takim samym stopniu społecznie szkodliwych.
Plac Zbawiciela – idealny przykład ich „projektowania” miasta
Wytyczony ok. 1768 jako jeden z gwiaździstych placów założenia Ujazdowskiego na osi Drogi Wolskiej – Królewskiej (ob. Al.Wyzwolenia, ul.Nowowiejska) przy jej przecięciu z Marszałkowską i uregulowanym traktem Mokotowskim. Zwany był Rotundą od okrągłego kształtu. Przecinały go dwie trasy komunikacyjne z zamku Ujazdowskiego Drogą Królewską oraz z Mokotowskiej w Marszałkowską, do rogatek Mokotowskich przy Polnej, a później do tychże rogatek na Rondzie (ob. pl.Unii Lubelskiej). Od 1784 przez Rotundę przechodziła droga do Nowej Wsi, wybudowanej w sąsiedztwie placu po obu stronach Nowowiejskiej. Plac otaczały tereny zielone. Ok. 1820 położono na nim bruk szosowy. W 1822 w rozwidleniu Marszałkowskiej i Mokotowskiej, tu gdzie stanął później kościół, założono 5-hektarowy ogród ze szkółkami drzew owocowych i hodowlą winogron, a w 1829 postawiono karczmę zwaną „Czerwoną”. W 1878 przy placu mieszkał Ludwik Waryński, założyciel pierwszej partii polskiej klasy robotniczej „Proletariat”; w niewielkim drewnianym domu pod nr 27 opracowano przy jego udziale pierwszy zarys programu polskich socjalistów,-tzw. Program Brukselski. Zabudowa placu kamienicami przypada na okres po 1880; ok. 1881 przez plac przeprowadzono linię tramwaju konnego. W 1901 zburzono karczmę „Czerwoną” i na jej miejscu wybudowano kościół Zbawiciela (arch. arch. J. Dziekoński, W. Żychiewicz i L. Panczakiewicz) nawiązujący do architektury polskiego renesansu. Plac nie mający dotąd urzędowej nazwy otrzymał nazwę pl.Zbawiciela i ozdobiony został okrągłym skwerem.
Okrążały go tory tramwaju elektrycznego, przeprowadzonego ok. 1909, skręcającego w ulice: Marszałkowską, Nowowiejską i obecną Al.Wyzwolenia. Zabudowa placu została w większości zniszczona w 1944, z wyjątkiem trzech kamienic. Przy budowie Marszałkowskiej Dzielnicy Mieszkaniowej (MDM) plac obudowano domami z efektownymi sklepami z podcieniami kolumnowymi; w 1968 na placu przesunięto tory tramwajowe i puszczono je przez środek skweru.(srodmiescie.warszawa.pl).
Już nie Zbawiciela a Zbawix
Koncepcją „aktywistów” z MJN jest ograniczenie ruchu kołowego w weekendy, pierwsze zamknięcie ma się odbyć już w czerwcu. Tę ideę nawet według aktywistycznej Stołecznej popiera jak na razie niecałe 15%….Twierdzą oni, że w soboty i niedziele ruch w tej części Warszawy jest znikomy, a ich pomysł ma ożywić życie towarzyskie po pandemii. Do tego zaangażowane mają być okoliczne restauracje, działania społeczne, zajęcia z yogi, wernisaże artystów – włącznie z ograniczeniem ruchu na pl. Konstytucji. Na konferencji dowiedzieliśmy się, że warszawiacy potrzebują takich miejsc, mimo że parę minut drogi dalej znajduje się Kanał Piaseczyński ze wspaniale rozwiniętym naturalnym otoczeniem, które aż się prosi do ożywienia. Jak mantrę MJN powtarzało pomysł burmistrza Londynu (13 mln. mieszkańców, 12 linii metra) zamknięcia centrum miasta dla samochodów, czy nowy pomysł Wilna, który jest oparty na innej koncepcji, niż tej którą proponuje mieszkańcom Warszawy „aktyw”.
„Redaktorek” z Czerskiej niejaki Osowski, zresztą notoryczny kłamca, nie wspominał nic, że Mencwel i cała ta banda szkodników oparła się w swoich badaniach na metodzie chałupniczej, polegającej na wykorzystaniu notesu i długopisu, te zaś miały stanowić bazę aranżacji tego placu przez Ratusz. Tak ci „specjaliści” zbadali natężenie ruchu kołowego w tej okolicy! Niestety to nie sen, lecz słowa samego już byłego prezesa MJN. Wszyscy wyraźnie to słyszeli! Według „aktywu” warszawiacy mają problemy dostać się z Placu Zbawiciela do Hali Mirowskiej, i pragną aby okolice Placu Unii Lubelskiej, Placu Zbawiciela, Konstytucji stały się w weekendy bazarem, który ma zachęcić mieszkańców do przebywania w tym miejscu.
Znamienne również jest wypieranie historycznej nazwy Zbawixem, tym samym odbierając Zbawicielowi pierwszeństwo. To ahistoryczne wypieranie nazw jest już tendencją wśród duchowych spadkobierców Lenina. Tak samo jest z z pięcioma rogami, czy rzekomą obwodnicą Gocławia – to są nowe byty i nowe nazwy.
Niestety, ale teraz jesteśmy już pewni, że to są wszystko projekty życzeniowe, robione dla swoich. Nie ma żadnych konsultacji społecznych, są zbędne. Zastąpiono je głosem jednego mieszkańca pobliskiego Latawca (piękne architektoniczne rozwiązanie nawiązujące do XIX Paryża), Macieja Folty, członka…Miasto Jest Nasze. To nie żart! Wszystko to usłyszeliśmy na własne uszy. Łaskawie pozwolono zadać nam 3 pytania dotyczące badań (to już wiemy), koncepcji deptaka też wyjaśnione, i dlaczego decydują za większość mieszkańców. Dialog ucięto, gdyż „aktyw” uznał, że nasz czas się wyczerpał. De Mo Kra Cja!
Jak to jest możliwe, że Trzaskowski im ulega?
Dybalski to były pracownik GW, która cały czas jak widać decyduje o naszym stylu życia. Przecież ten Osowski to kolejny fanatyk, przekłamujący rzeczywistość. A prawda jest taka, że ta banda szkodników w zdecydowanej większości jest przez mieszkańców znienawidzona, że nie jest dla nas autorytetem w żadnych sprawach, a szczególnie w sprawach urbanistycznych, infrastruktury miejskiej, czy historii Warszawy! Ich absolutnie dyletanckie projekty dla naszej Warszawy, są po prostu złe, potwornie brzydkie i niebezpieczne. I KOSZTOWNE!
„Aktyw” i ratusz kocha demokrację i praworządność (ciągle o nie walczą), zatem kierując się tymi świętymi ikonami, musi zrozumieć, że my również (głos większości warszawiaków) MAMY PRAWO i OBOWIĄZEK BRAĆ UDZIAŁ W ŻYCIU PUBLICZNYM NASZEJ WARSZAWY. Nie chcemy aby MJN, Dla Pragi, Wola Mieszkańców, PSM Michałów i inni, decydowali o naszym życiu! Niestety – MJN jest już w Radzie Miasta.
A Trzaskowski jest na pasku tej bandy. Trzaskowski nie rozumie, że ulega najgłupszej i najbardziej destrukcyjnej i prymitywnej grupie społecznej, która nienawidzi ludzi, szczególnie tych którzy ciężko na wszystko dochodzą ciężką pracą.
Komentarz
W 2020 roku bez konsultacji z mieszkańcami, planu, oceny skutków dla mieszkańców i bez oszacowania kosztów i korzyści zainstalowano na pl. Zbawiciela mur z betonowych bloków. Wydarzyło się to na wniosek mikroskopijnej mniejszości mieszkańców znanych jako „aktywiści miejscy” wspieranych przez Radnego m. st. Warszawy i posła „aktywistę” z innego miasta.
To działanie podobnie jak wszelkie inne dotyczące utrudniania życia mieszkańcom stolicy i marnotrawienia ich pieniędzy jak zwężenia ulic, słupkowanie miasta, wykrzywianie ulic spotkało się z ogromnym niezadowoleniem mieszkańców zgłaszanym odpowiednim jednostkom, w tym przede wszystkim Zarządowi Dróg Miejskich (ZDM). Jednak ZDM i władze miasta zabetonowanie pl. Zbawiciela kłamliwie przedstawiły jako sukces. W praktyce jedynie w weekendy w dwóch lokalach zanotowano znaczący ruch klientów. W internecie dostępna jest bogata dokumentacja fotograficzna tej sytuacji wskazująca, iż ogromna większość ogrodzonego terenu nie była w jakikolwiek sposób wykorzystana, a wspomniane lokale w tygodniu nie cieszą się nadmierną popularnością.
Pod każdym możliwym pretekstem, zwykle nie mającym żadnego związku z rzeczywistością (bezpieczeństwo, komfort mieszkańców, wspieranie przedsiębiorców itp.) wprowadza się utrudnienia dla mieszkańców czemu towarzyszą rosnące koszty życia w mieście. Te działania muszą być natychmiast zatrzymane.
Wsparcie warszawskiej gastronomii jest obecnie koniecznością. Nie ma jednak potrzeby, by wzorem bardzo gęsto zaludnionych miast zachodniej Europy zmuszać warszawiaków do spożywania posiłków, picia kawy lub piwa w rynsztokach i na ulicach pod oknami innych mieszkańców w lokalizacjach pozbawionych toalet, których rolę odgrywają pobliskie krzaki, bramy i mury zbytkowych kamienic. Warszawa dysponuje unikalnym potencjałem organizacji życia towarzyskiego w znacznie korzystniejszych lokalizacjach. Celem warszawskiej polityki musi być ich wykorzystanie, a nie blokowanie ulic i tworzenie korków.
Rozwiązanie problemu jest łatwe i niekonfliktowe oraz sprzyja rozwojowi nie dwóch zaledwie lokali gastronomicznych, ale może być impulsem rozwojowym dla wszystkich przedsiębiorców. Jest nim wykorzystanie położonych z dala od okien warszawiaków skwerów i innych terenów publicznych. Takich miejsc jest w Warszawie bardzo dużo. Doświadczenie pokazuje, że możliwe, komfortowe i bezpieczne jest organizowanie gastronomii i wydarzeń kulturalnych w odpowiednich do tego miejscach. Imprezy te mogą trwać dłużej niż te na pl. Zbawiciela i mogą służyć znacznie większej grupie warszawiaków a w ten sposób wspomóc warszawskich restauratorów.
Nie może być zgody na blokowanie miasta wyłącznie dlatego, że warszawskich urzędników nie stać na asertywność względem nachalnie promującej swoje nierozsądne pomysły mikroskopijnej mniejszości oraz realizacja wizji, która tylko dlatego sprawdziła się w Amsterdamie i Kopenhadze, że miasta te przygotowywały się do tych działań dziesięcioleciami, mają specyfikę całkowicie różną od warszawskiej a ich mieszkańcy mają inne pasje niż Warszawiacy. Warszawę stać na specjalistów zamiast posługiwać się dyletantami i uzurpatorami.
To wiedzą ludzie wykształceni, znający miasta i mające pojęcie o tkance jakim jest miasto. Ale niestety, dziś żyjemy w czasach szkodliwych i niebezpiecznych ignorantów, szaleńców i po ludzki rzecz ujmując złych ludzi, którzy biorą się już za rządzeniem miastem. Na naszych oczach Centrum zamieniają w jedną wielką sypialnię mając poparcie kolejnych szkodników, których szumnie nazywa się dziennikarzami.
Nigdy się nie mylimy, i na logikę wiadomo, że taka polityka doprowadzi do uśmiercenia nie tylko Centrum Warszawy. Dodajmy do tego jeszcze ostatni aktywistyczny twór jakim jest Ostatnie Pokolenie, to może zrozumiemy w jakim kierunku to wszystko podąża.
Szczepańska fałszując dane, publikując kłamliwe raporty nałożyła w imieniu ZDM i ratusza haracz SPPN. Ta sama Szczepańska chce podwyżki za parkowanie o 1000%.
Radna, którą przerasta obsługa 3 przycisków ale chce mieć wpływ na życie 2mln Warszawiaków https://t.co/SlguIWtQkZ