Kiedy w 2014 roku stworzyliśmy Portal Warszawski, ruchy miejskie dopiero pączkowały. Rozumiejąc potrzebę społecznego zaangażowania się, weszliśmy we współpracę z Miasto Jest Nasze, którego twórcą był Jan Śpiewak. To był naprawdę wspaniały czas. Wspólne akcje ratowania zabytków, plany…
Rozczarowanie przyszło szybko
Poważną zmianą azymutu było przebudzenie, kiedy okazało się że aktywiści są po prostu tym wszystkim z czym walczyły nasze rodziny od 1920 roku. Są autentycznymi czerwonoarmistami, duchowo i mentalnie. Idealny świat has gone. Zaczęliśmy się bardzo poważnie przyglądać proponowanym ideom forsowanym przez aktywistów, i zrozumieliśmy szybko model ich działania. Dorwanie się do władzy i przejęcie przestrzeni życiowej aby móc kreować swoje jedynie słuszne wizje. Nie musimy tłumaczyć, że oparte one są na podprogowych działaniach pozbawionych jakiejkolwiek rzetelności. Mowa tu o quasi naukowych badaniach (smog, ścieżki rowerowe, jakość życia, bo w Europie to i tamto) , które mają stworzyć wiarygodność ich działań. A że badania stały się fetyszem, i zwalniają ludzi z myślenia, są genialnym narzędziem do urabiania często gęsto naiwnych, i mniej odpornych ludzi na manipulacje. Są oczywiście wspaniali aktywiści, nawet w takim MJN, którzy walczą o zabytki, czy w innych stowarzyszeniach, ale ich dziwna sieć zależności, o których piszemy od jakiegoś czasu, stawia przed nami mieszkańcami Warszawy zasadnicze pytanie.
Jakim cudem ci ludzie podejmują decyzję na poziomie włodarzy?
Animatorzy kultury, psycholodzy, politolodzy, i gdzieniegdzie jakiś inżynier, niekoniecznie związany z nauką o mieście. Skąd u tych ludzi ten niebywały imperatyw, i potrzeba oszukiwania ludzi?? Co się takiego stało, że Warszawa, po pierwsze w ogóle buduje autorytet na takich ludziach, po drugie jakim cudem warszawiacy w ogóle się godzą na terror tych stowarzyszeń. Weźmy na przykład poniższe wpisy.
Doskonale znamy Jakuba, i wiemy że tylko drugi człon jest prawdziwy. Jakub nie jest żadnym specjalistą od transportu, ale gorsze jest że to takie jawne kłamstwa powiela (kiedyś bardzo rzetelny, ale to wieku temu) opiniotwórczy tytuł. Ten sam gdzie wykuwał się dzisiejszy rzecznik ZDM, instytucji prowadzonej przez osobę, która do nas mieszkańców Warszawy, mówi NIECH PŁACĄ!
Ten sam tytuł, który piórem swego dziennikarza obraża mieszkańców Dolinki Służewieckiej i pisze, że są wrogami placów zabaw dla dzieci. Żaden z nich nie ma odwagi, męstwa i poczucia wstydu. Żadem z nich nie czuje zażenowania i nie przeprosił! Kompletnie rzecz niebywała, że takie osoby w ogóle działają w przestrzeni publicznej i realizują swoja wizję. Prezes MJN również miał czelność przekroczyć granice parokrotnie;
Wpis znanego nam już wszystkim pana Roberta, jak i inna masa jego bredni wypowiadanych tonem nieznoszącym sprzeciwu, stały się chlebem powszednim, którym jesteśmy karmieni, ale co gorsza, swoje fantazje wprowadza w czyn, zawłaszczając praktycznie cały budżet obywatelski, do głosowania, na który angażuje miejskich aktywistów, swoich kolegów i koleżanki. Bo że kiedyś świetna idea budżetu obywatelskiego, tam samo jak konsultacji społecznych, się spauperyzowały i stały się narzędziami dla aktywistów, i owładniętego miastem ideą, dziś już zdrowo myślący człowiek nie ma.
Język nizin społecznych
Chora nienawiść do osiągnięć cywilizacji naszego świata, cofanie nas do krów i jeżdzących drzew po mieście w formie happeningu, to tylko wycinek pomysłów realizowanych w naszym mieście. Tworzenie nowej nomenklatury języka polskiego jak; blachosmrody (obrzydliwie pogardliwe), rozpłytowywanie (nie ma takiej części mowy w języku polskim) to też bardzo niebezpieczne działanie. Samo zniszczenie chodnika, żeby w miejsce tego posadzić kilka kikutów BYŁO DZIAŁANIEM NIELEGALNYM, a zrobione z tego została pochwała niezwykłej kreatywności aktywistów, a jest zwykła pochwałą ludzkiego dramatu, łamania prawa i anarchii. No i ten obskurny język nienawiści, która rozlał się w ostatnim czasie, a towarzysze zapomnieli chyba o swoich atawizmach i pozwolili sobie na niezwykłą szczerość;
Towarzystwo wzajemnej adoracji, które wrażliwe na muszki, korniki, dziki, niedole kobiet, nas rdzennych warszawiaków, nasze wartości, naszą tożsamość ma w głębokim poważaniu. Kiedy były niszczone kościoły, pomniki…milczeli. Jak to się stało, że ten zestaw przedziwnych jednostek, bez żadnego merytorycznego przygotowania o fanatycznych sercach, rządzi NASZYM miastem??
Co się takiego musi stać, żeby to przerwać to szaleństwo??