Dziś mija Dziś 76. rocznica Akcji pod Arsenałem. Celem akcji było odbicie z rąk gestapo Janka Bytnara „Rudego”, aresztowanego parę dni wcześniej. Wraz z matką mieszkał w Alejach Niepodległości.
Plan doskonały?
Akcja była pierwszą tak poważną uliczną akcją zbrojną przeprowadzoną przez polski ruch oporu w okupowanej stolicy Polski. Jej kryptonim nosił nazwę „Meksyk II”..
W nocy z 22 na 23 marca 1943 roku Janek Bytnar „Rudy” został niespodziewanie aresztowany. W grupie kolegów z Szarych Szeregów niemal natychmiast zrodziła się idea odbicia uwięzionego harcmistrza. Motorem akcji był jeden z najbliższych przyjaciół Bytnara – Tadeusz Zawadzki „Zośka”. Za jej przeprowadzenie odpowiadał ówczesny komendant chorągwi warszawskiej, Stanisław Broniewski „Orsza”. Wywiad Szarych Szeregów szybko ustalił, że „Rudy” będzie przewożony z gmachu Gestapo na Pawiak 23 marca. Ale Niemcy zmienili decyzję. Przejazd więźniów został opóźniony o trzy dni.
– Już drugi raz czyhaliśmy na więźniarkę – opowiadał Andrzej Wolski „Jur”. – Tadeusz Zawadzki rozkazał mi, bym w restauracji, znajdującej się w pobliżu miejsca wyznaczonego na akcję, odebrał telefon. Hasło brzmiało: „Mąka jest już w drodze”. Byłem zły, że dostałem takie zadanie, bałem się, że zostanę wyłączony z działań, ale co było robić, z „Zośką” nie było żadnych dyskusji.
Andrzej Wolski mówił o dłużących się minutach wyczekiwania na sygnał, który miał dać inny uczestnik akcji – „Wesoły”. Jako pracownik firmy „Wedel” często przebywał w siedzibie Gestapo przy alei Szucha. Dostarczał Niemcom czekoladki. To on zadzwonił do restauracji, że więźniowien – w tym Janek Bytnar – zostali załadowani do ciężarówki.
– Miałem dać znać, czy „Rudy” jedzie, czy też nie – wspominał. – Byłem w alei Szucha i widziałem go potwornie skatowanego, niesionego na noszach do więźniarki. Dałem sygnał bezpośrednio z budynku Gestapo. Strasznie się denerwowałem, bo zależało mi na czasie i musiałem skorzystać z telefonu, przy którym siedział Niemiec.
Gdy „Jur” przekazał informację „Zośce”, do akcji wkroczył „Kadłubek”. – Samochód jechał bardzo szybko – opowiadał. – Byłem ogromnie zdenerwowany, bo od momentu przejechania samochodu upłynęło, tak mi się wtedy wydawało, mnóstwo czasu, a nie słyszałem żadnych strzałów. Zacząłem podejrzewać, że akcja z jakichś powodów została przerwana. Ale wkrótce wszystko się zmieniło.
„Bratnie słowo sobie dajem, że pomagać będziem wzajem…”
Poza nim z rąk Gestapo udało się odbić 25 innych więźniów. – To byli ludzie wprost wyrwani ze szponów śmierci – powiedział Broniewski. – To było wielkie szczęście tych bojowców, którym dane było brać udział w akcji, że mogli im pomóc.
Po stronie polskiej zaangażowanych było 28 osób. Dwóch akowców zostało ciężko rannych i wkrótce zmarło. Jeden z uczestników został schwytany i później rozstrzelany. Straty nieprzyjaciela wyniosły: 6 zabitych i 4 osoby ranne. Janek Bytnar, bestialsko skatowany przez Niemców, mimo uwolnienia i udzielonej pomocy medycznej, nie przeżył. Zmarł 30 marca 1943 roku. Jego grób znajduje się na Cmentarzu Wojskowym na warszawskich Powązkach.
Odwet
za Polskie Radio
Portal Warszawski